I.Ubezpieczenie na wypadek nagłej śmierci

W dawnych czasach żył w Sycylii potężny i bogaty król. Zdawało się, że do szczęścia niczego mu nie potrzeba. A że koło takich królów zawsze kręci się dużo pieczeniarzy i pochlebców, więc i koło niego się nawinął niejaki Damokles i począł mu mówić wiele pięknych rzeczy, a między innymi, że jest on najszczęśliwszym z ludzi.— Król zrazu nic mu na to nie odpowiadał, a w końcu zaprosił go łaskawie na ucztę do siebie.

Uradowany dowodem takiej łaski, stawił się Damokles na czas i na miejscu honorowym zasiadł obok króla do stołu. Jakież jednak było jego zdziwienie, kiedy wśród uczty król powstał i zapytał go, czy jest zupełnie szczęśliwy. — „Tak! odrzekł bez wahania Damokles. Wtedy król wskazał mu ręką na sufit i rzekł: „Takie same i moje jest szczęście”. A tam tuż nad głową Damoklesa wisiał na nitce zawieszony ostry miecz. Najmniejszy ruch, a nitka mogła się przerwać i wtedy śmierć mu groziła niechybna. — Oczywiście, nasz dworak, widząc to, zbladł, stracił humor i apetyt i tylko myślał o tym, jakby najprędzej z pośród tych świetności dworskich się wydostać. — Zrozumiał on wtedy dobrze, że żadne szczęście na ziemi nie jest trwałe, skoro wisi nad człowiekiem miecz śmierci i każdej chwili przeciąć może pasmo jego życia.

Tak! drogi Czytelniku, taki miecz wisi i nad tobą: mniejsza o to, czy dopiero żyć zaczynasz, czy też jesteś w latach dojrzałych, lub doszedłeś do owych lat ciężkich i smutnych, o których mówi Pismo św., że człowiek przyszedłszy do nich mówi: „Nie podobają mi się“. (Ekkl. 12, 1). Wszystko jedno. Śmierć nie przebiera, to też każdej chwili zabrać może i ciebie. — Na miliard ludzi, zamieszkujących obecnie ziemię, umiera corocznie koło 33 milionów, czyli mniej więcej 100.000 dziennie, 4.000 — co godzinę, 60 — co minutę, a 1 na sekundę. Przy tym połowa ludzi umiera przed 7-ym rokiem życia w dzieciństwie, ćwierć przed 20-ym, a tylko jedna czwarta część ludzi żyje dłużej. „Nikt od śmierci nie jest zabezpieczony — powiada św. Bernard — ani młody ani stary. Ta tylko między nimi zachodzi różnica, że na pierwszego uderza ona niespodziewanie i z tylu, a do drugiego wychodzi naprzeciw i z daleka go wola”. Co jednak przy tym wszystkim jest najważniejsze, to to, że nie tylko nie wiemy dnia śmierci, ale nie wiemy, czy na nas nie przypadnie owa śmierć straszna, o której śpiewamy w Suplikacjach, prosząc P. Boga: „aby nas od nagłej, a niespodziewanej śmierci zachować raczył.

Przez tę książeczkę przemawiam może do 100.000 ludzi. O żadnym z was, moi drodzy Czytelnicy, z osobna nic nie wiem, bo was osobiście nie znam; ale to powiedzieć wam mogę, że pomiędzy wami, którzy te słowa czytacie, będzie spora liczba takich, których zaskoczy śmierć nagła, nie dając im czasu do opamiętania się i przygotowania. — Może właśnie ty jesteś jednym z nich? — Może ja sam nim będę? tego nie wiem. To tylko wiem, co Pan Jezus powiedział: Gdyby wiedział gospodarz, której godziny złodziej ma przyjść, czułby wtedy, a nie dopuszczałby podkopać domu swego. I wy gotowi bądźcie, bo godziny, której się nie domniemacie, Syn człowieczy przyjdzie (Łuk. 12). Złodziej nie będzie czekał, aż ty wszystko przygotujesz na jego przyjęcie.

Mój bracie, tu niema co wiele czasu tracić. Powinieneś być gotów, a to niech będzie co chce. Przecież tu chodzi o rzecz najważniejszą. Kogo P. Jezus nie zastanie gotowym, tego wrzuci w ogień piekielny — w cierpienie tak wielkie, że zabezpieczyć się przed nim na wszelki sposób potrzeba.

Dziś ludzie zabezpieczają się od wszystkiego. — Posłuchaj, co się przytrafiło dwom zamożnym gospodarzom.

— Sąsiedzie, rzekł jeden z nich do drugiego — człowiek, bardzo bogaty i skrzętny.

Powiedzcie mnie, które to towarzystwo ubezpieczeń jest najlepsze?

— Zależy od tego — odpowiedział tenże — co chcecie ubezpieczyć? Jeżeli chodzi o dom od pożaru — to macie „Towarzystwo ubezpieczeń od ognia w Krakowie”. Bardzo pewna instytucja.

— Nie, to już jest zrobione.

— Więc może zboże od gradu, posuchy, lub może dobytek? — W tym samem towarzystwie rzetelnie was obsłużą.

— Nie! Mnie o co innego chodzi. Przecież człowiek ma na tyle rozumu, że w tych sprawach na straty tak znaczne się nie naraża. U mnie wszystko jest ubezpieczone. Tylko chodzi mi o to — czy nie znacie lepszego jakiego i wygodniejszego towarzystwa?

— Mówicie, że wszystko u was ubezpieczone? A mnie się zda je, że nie wszystko. Majątek wasz cały od przypadku i nieszczęścia jest ubezpieczony, to prawda; ale zdaje mi się, że to, co macie najważniejszego, to jest siebie samego zapomnieliście ubezpieczyć.

— No! To przecież nie jest potrzebne. Jeśli ogień do domu się dostanie, to czym prędzej ucieknę; a zresztą głupi bym był, żeby się niepotrzebnie narażać.

— Pewnie, żeście nie głupi. Sami przypadku szukać nie będziecie; ale czy przypadek was samych nie poszuka — to inne pytanie.  Czy to was paraliż, apopleksja palnąć nie może? Czy to inna bieda nie potrafi do was przyskoczyć i ani się opatrzycie, jak nogi zadrzecie, jak was do ziemi złożą i robaki jeść was zaczną… A dusza wasza? Co! Czyście ją także zabezpieczyli na taki wypadek?

Na to nie było co odpowiedzieć. — Nasz gospodarz poskrobał się w głowę, bo od kilku lat zaniedbał swą wielkanocną Spowiedź, odszedł zamyślony i zaraz następnej soboty stawił się przy konfesjonale. — A potem spotkawszy sąsiada, rzeki mu:

— Mądrzyście, bracie! Niech wam Pan Bóg za dobre słowo zapłaci! Teraz i dusza moja jest ubezpieczona i to w towarzystwie ubezpieczenia najlepszym, które sam Pan Bóg założył, a które my Kościołem św. nazywamy.

II. Jak łatwo i prędko życie utracić możemy.

Spodziewam, się, że już zaczynasz poznawać, dokąd to chcę zajechać. Darmo jest, ze wszystkich stron grozi nam tysiące niebezpieczeństw. Dusza nasza mieszka w naczyniu zbudowanym z najdelikatniejszej porcelany: trącisz trochę silniej, a zaraz się rozpryśnie; ciało — to maszyna przecudna, gdzie tysiące kółek i kółeczek w jednym kierunku pracuje: wyjmij jednak lub złam jedno lub drugie kółeczko, a zaraz pracować maszyna przestanie, jak zegarek, jeśli kółko jakie wyjmiesz. A kiedy tak ciało pracować przestanie, to wtedy bez pardonu musi dusza emigrować na tamten świat, bo tu już dla niej popasywania nie ma. — Przy tym uważcie, wieleż to przyczyn uwzięło się na to nasze ciało? Gmach — sufit może się zawalić, cegła spaść z dachu na głowę, pies wściekły pokąsać, na kolei przypadek się zdarzyć, strzelba na polowaniu nieszczęśliwie wystrzelić, w kąpieli kurcz porwać, przy jedzeniu kością się udławić, żmija ukąsić, słońce mózg porazić, zły człowiek życie odebrać. A do tego w powietrzu unosi się miejscami niezliczona ilość malutkich grzybeczków od cholery, od czarnej zarazy, od tyfusu, od suchot, od ospy, influencyi. Niech no jedno, drugie, trzecie takie tałatajstwo dostanie się do ciebie i znajdzie tam grunt dla siebie podatny: zaraz pocznie się rozmnażać tak, że (jak np. w cholerze) w krótkim czasie będzie tego plugastwa w człowieku więcej niż pomyśleć sobie można, prawie jak gwiazd na niebie — i choć to małe, bo gołym okiem go nie obaczysz, ale, że tego wiele, może ci tyle szkody narobić, że nie będzie innego wyjścia, tylko przyjdzie umierać.

Bywa i to, że od wypadku takiego do samej śmierci nie zostaje więcej jak dwie, trzy minuty, a nawet i mniej, jak np. u topielca, przy ranie zadanej w serce i tym podobnych nieszczęściach.

Śmierć sławnego z obecnej wojny rosyjsko-japońskiej jenerała Kondratenki tak opisuje naoczny świadek:
„Zwiedziwszy fort Erlingszanu, który był wówczas najmocniej zagrożony przez nieprzyjaciela, zeszedł jenerał do kazamatów, gdzie byli zebrani oficerowie. Przyjęto go z zapałem. On powitał obecnych i wyciągnąwszy papierosy, począł ich nimi traktować. —Widocznie gwar, który wskutek tego powstał, zwrócił uwagę Japończyków, bo w tejże chwili stało się coś strasznego. Zrobiło się jasno, ciemno, huk! — Co potem się działo nic nie pamiętałem… Kiedym oprzytomniał, uczułem ciężar na sobie. Były to trupy oficerów. Odsunąłem je i zapaliłem światło. Widok był okropny. Kilkanaście trupów leżało na ziemi; pomiędzy nimi jenerał. Pospieszyłem zobaczyć, czy nie zostało w nim trochę życia, ale musiałem się przekonać, że śmierć dosięgła go w mgnieniu oka. Na czaszce widać było tylko czerwoną plamę od uderzenia o pułap (sufit) — żadnej rany; ale to uderzenie pozbawiło go życia”.

Podobnie śmiercią taką w mgnieniu oka była śmierć straszliwa ministra Plewego i Wielkiego Księcia Sergiusza. Nie chcę wchodzić tu w przyczyny i skutki tych wielkich zbrodni, zwracam tylko twoją uwagę na taki rodzaj śmierci w mgnieniu oka, gdzie nie myśląc o tym, z pośród grona znajomych, przy stole, ułożywszy się spokojnie do snu — człowiek od razu znajdzie się na tamtym świecie przed swym Sędzią straszliwym. — Taką śmiercią zginąć można łatwo od piorunu, przy wypadkach kolejowych, fabrycznych — i, co najczęstsze, przy udarach sercowych czyli apopleksyi.

III. Jak to bywa ze śmiercią.

A teraz zastanów się, mój drogi, nad duszą takiego człowieka. Żył on, może często o wszystko inne więcej się troszcząc, niż o życie swe przyszłe. Dla paru groszy, dla majątku, sławy, dla przyjemności — niczego nie żałował; ale dla duszy wszystko mu było za ciężkie. Może żył pijąc grzechy jako wodę — a może wśród samego grzesznego uczynku śmierć go zaskoczyła, jak np. w razie pojedynku, w stanie nietrzeźwym itp.— Na duszy tedy takiego umierającego ciąży ciężarem swym strasznym grzech ciężki i ciągnie go w dół, w przepaść piekielną! Jeszcze los jego nie jest ostatecznie rozstrzygnięty, bo ma kilka chwil lub może nawet minut do życia. Czas to krótki, ale wystarczający, aby z Panem Bogiem się pojednać, bo dosyć jednej chwili, aby wzbudzić żal doskonały i w ten sposób zgładzić winę swych, choćby najcięższych grzechów, bo o Spowiedzi w takich wypadkach naturalnie nie może być mowy.

Mieszkam w Krakowie w najbliższym sąsiedztwie całego szeregu szpitali. Jest tam miejscowy kapelan, więc biedni chorzy mają opieki duchownej, ile im tylko potrzeba. Mimo to jednak zdarzyło się tamtego lata, że pod wieczór, kiedy kapelan zakładowy, nie wiedząc o niczym, na krótko wyszedł do miasta, jakaś kobiecina dostała nagle krwotoku ponad wszelkie spodziewanie lekarzy i poczęła już konać. Siostry szpitalne posłały do nas przez ulicę po księdza. Byłem pod ręką, więc, jak stałem, pobiegłem. Więcej niż pięć minut chora na mnie nie czekała. A jednak… jednak ku wielkiej mej boleści znalazłem ją już nieżywą. — Nie zawsze to tedy tak łatwo o Spowiedź, jak się wydaje. Bywa niestety! i tak, że czasu by było aż nadto dosyć, bo chory długo choruje, dręczy się i męczy, ale otoczenie nie chce go straszyć, wzruszać niepotrzebnie. W miłości swej, nie wiem, wilczej, krokodylej czy małpiej — boi się żona, córka, mąż, aby nie stać się okrutnym wobec chorego i broń Boże nadziei do życia mu nie odbierać. „Jak ksiądz przyjdzie — powiadają — to będzie wiedział, że na ziemi nic mu nie pozostaje. Nie! nie chcemy biedaka przed czasem niepokoić i przedwcześnie zabijać” I co się dzieje? Oto chory, jak chory, nigdy stanu swojego za dosyć groźny nie uważa i o duszy swojej nie myśli. Dość mu kłopotu sama choroba sprawia. Dopiero gdy znienacka zaskoczy go ostatnia godzina, otwierają mu się oczy, żąda księdza, ale nieraz już bywa za późno.

I takich biedaków dużo, których P. Bóg o swym przyjściu uprzedza — zapowiada im śmierć bliską; oni mogliby się do niej przygotować, a mimo to umierają śmiercią naglą, bo im tylko chwil kilka pozostaje, aby o wieczności swej pomyśleć.

IV. Co robić w razie śmierci nagłej?

A teraz przypuśćmy, że taka śmierć nagła i tobie od Pana Boga przeznaczona (od czego niech nas wszystkich Pan Bóg zachowa; ale z pewnością nie tego, to owego z nas spotka). Nagle robi ci się źle: nogi i ręce ołowieją, przed oczami się mgli, w uszach poczyna dudnieć, w głowie się mąci, słabo ci się robi, jakiś ból straszliwy, przedłużny, przenika całe twe ciało… Czujesz, że to twoja ostatnia godzina.— A tu sumienie nie jest w porządku. O księdzu i Spowiedzi ani mowy! Czy jest jakiś sposób? Czy możesz sobie jeszcze do zbawienia dopomóc?

To wszystko zależy od tego, czy w takiej ostatniej godzinie posiadać będziesz tyle przytomności umysłu, żebyś mógł rozumem i wolą pracować — bo tylko wtedy możesz sobie i zasługiwać na Niebo lub grzeszyć — jednać się z Panem Bogiem lub Jego obrażać.

Otóż, powiadam ci, że Pan Bóg w swej łaskawości udziela zazwyczaj ludziom tego wielkiego dobrodziejstwa. Posłuchaj, co mówią ci, którzy takiej śmierci zajrzeli w oczy, a potem odratowani zostali.

Bewford, znany angielski admirał, będąc młodym chłopcem, wypadł z łódki w morze; a że nie umiał pływać, więc poszedł na dno i począł tonąć. Wrażenia swoje opisał on później, jak następuje:

„Co się zwykle tonącym przytrafia, miało miejsce i ze mną. Z początku zajęty byłem wysiłkiem, aby się ratować. Nadzieja i rozpacz miotały nawzajem moim sercem. Potem jednak stało się we mnie coś nadzwyczajnego. Dotychczas mam to wszystko tak żywo przed oczami, jak gdyby przed chwilą to się działo.

Po początkowym borykaniu, opanowało mnie jakieś odrętwienie, zapewne wskutek uduszenia. Uczucie pewnego spokoju zajęło miejsce poprzednich gwałtownych wrażeń— coś jakby stan apatii, ale nie bezmyślnej, bo wiedziałem, co się dzieje. — Nie myślałem już więcej ani o niebezpieczeństwie, ani o ocaleniu, ani żadnego nie czułem bólu. Przeciwnie, to uczucie nazwałbym raczej przyjemnym, podobnym do tego, jakiego doznaje człowiek zmęczony, który poczyna zasypiać. — Zmysły moje były w ten sposób obezwładnione; ale za to tym silniej pracował mój umysł. Myśl za myślą następowały po sobie z taką jasnością i szybkością, że w stanie zwykłym wyobrazić sobie tego nie można. — Teraz, po tylu latach, cały przebieg tych myśli jest mi jeszcze zupełnie widoczny. Jak w latarni magicznej przesuwały się przed duchem moim obrazy: najprzód myślałem o nieostrożnej wycieczce, o wpadnięciu do morza, o zamieszaniu wśród obecnych, o dwóch ludziach wskakujących do wody — potem o wrażeniu, jakie to wywrze na czułe serce mojego ojca, jaki smutek będzie w całej rodzinie na tę wiadomość, i o tysiącznych innych okolicznościach ściśle związanych z życiem naszym domowym. — Następnie horyzont mych myśli coraz bardziej począł się rozszerzać. Przypomniało mi się życie szkolne, moje powodzenia, zawody, figle, psoty i inne drobiazgi z mych lat dziecinnych… Wszystkie szczegóły przeszłego mego życia przeszedłem myślą, ale w porządku odwrotnym i to nie w ogólnych zarysach, jak tu obecnie je opisuję, ale w obrazach, zdjętych wyobraźnią z rzeczywistości, a złączonych z rozumowaniem, co w tym było prawdą, a co nie — o przyczynach i skutkach. — Co przy tym najciekawsze, że szczegóły najdrobniejsze — zdarzenia, słowa prawie wszystkie, stanęły przede mną i to tak żywo i jaskrawo, jakby dopiero co miały miejsce…

To jednak jest dziwnym, że umysł mój zajmował się tylko przeszłością. — Byłem religijnie wychowany. Wiara w życie przyszłe, obawy i nadzieje z nim złączone, były silnie zakorzenione w moim sercu. W innej chwili świadomość niebezpieczeństwa byłaby poruszyła mną do głębi, ale wtedy, gdy byłem przekonany, że wszystko już dla mnie skończone, o przyszłości mej nic nie myślałem!

Jak długo to trwało, nie mogę obecnie powiedzieć; ale to pewna, że nie przeszło więcej jak dwie minuty od chwili mego zatonięcia, aż do chwili, gdy mnie wyciągnięto z wody.”

Widzisz tedy, drogi Czytelniku, że ten młodzieniec był aż nadto przytomny, aby dla duszy swojej coś jeszcze dobrego zrobić, i że, gdyby był przedtem przyzwyczaił się codziennie wzbudzać żal doskonały za grzechy, byłby w tych dwóch minutach to sobie przypomniał i, jeśliby grzech ciężki na duszy jego ciążył, byłby się w tej krótkiej chwili z P Bogiem pojednał. Że nie mój to domysł tylko, to ci wykaże, co o sobie pisze ksiądz von der Driesch, proboszcz, żyjący jeszcze w Kirchhofen, we Westfalii.

„Znajdowałem się razu pewnego — powiada on — w niebezpieczeństwie życia, które nie dłużej trwało jak 8 do 10 sekund tj. tyle czasu, ile potrzeba, by odmówić połowę modlitwy Pańskiej. W tak krótkim czasie przez myśl mi przeszło bardzo wiele;  co więcej, całe me przeszłe życie, jak błyskawica mignęło mi przed oczyma duszy, przy czym myślałem i o tym, co mnie po śmierci czekać będzie. W tej strasznej chwili uczyniłem przede wszystkim to, co według katechizmu jest obowiązkiem każdego chrześcijanina znajdującego się w niebezpieczeństwie życia: a mianowicie poprosiłem Pana Boga o żal doskonały i wzbudziłem go. Było to 20 lipca 1880. Szczęściem, tym razem ocalił mnie Pan Bóg od śmierci, za co Mu przy tej sposobności jeszcze raz z całego serca dziękuję”.

V. Jak się za dni zdrowych gotować na wypadek śmierci nagłej?

Uważasz, bracie kochany! Gdybym wiedział, którego z was podobne niebezpieczeństwo czeka — to bym mu dał o tym znać czym prędzej. Ale, że jako zwykły śmiertelnik tego nie wiem, a wiem tylko w ogólności, że tacy są między wami, więc wołam do was wszystkich: Ubezpieczajcie życie duszy waszej na wypadek takiego nieszczęścia. Nie przyjdzie — dzięki Bogu; a przyjdzie — to wiecznej nie poniesiecie z tego powodu straty.

A ubezpieczajcie tę duszę waszą nieśmiertelną tak, jak ten czcigodny kapłan to uczynił: a mianowicie przyzwyczajajcie się do wzbudzania aktu doskonałego żalu. Porównajcie oba przykłady: angielskiego admirała i katolickiego księdza. I jeden i drugi, zaglądnąwszy śmierci w oczy, miał dosyć czasu, aby o duszy swej pomyśleć i na drogę wieczności się przygotować: Anglik nic o tej przyszłości nie myślał, a kapłan przede wszystkim o niej pamiętał. Anglik żalu doskonałego nie wzbudzał, kapłan natychmiast to uczynił, choć daleko mniej miał czasu do rozporządzenia niż tamten. A to dlaczego? Oczywiście dlatego, że kapłan do wzbudzania tego aktu był przyzwyczajony, a młodzieniec protestant nie był. I jeden i drugi mieli wiarę — i jeden i drugi wiedzieli o potrzebie żalu doskonałego za grzechy i sądzie straszliwym, jaki ich czeka po śmierci. Jednak kapłan z największą łatwością na taki żal się zdobył, a młodzieniec, w sztywnym protestantyzmie wychowany, o tym wcale nie myślał.

I nic dziwnego. Do czego jesteś wprawiony, to ci przychodzi łatwo. Kiedy wóz na ciebie najeżdża, bez namysłu odskakujesz, bo przyzwyczajony jesteś chodzić i biegać; za to dziecko małe dostanie się łatwo pod koła, bo do uwagi jeszcze nie nawykło. — Weź rekruta od kawalerii. Jak on się kiwa na koniu, niby żyd na kuczkach! Ile razy spadnie. A przypatrz się jemu potem po kilku miesiącach. Siedzi na koniu, jakby ulany i rumak musi być już bardzo szalony, aby go z siodła potrafił wysadzić. I tak jest we wszystkim. Przyzwyczajenie — to druga natura.

Głośną wszędzie swojego czasu była katastrofa w Ringteatrze wiedeńskim. Teatr zaczął się palić, a widzowie tłoczyć we drzwi i korytarze. Śmierć poczęła młócić na prawo i lewo. Od ognia, od uduszenia, od ścisku — zginęło przeszło 500 osób. Oczywiście wszyscy powinni byli wzbudzić akt żalu doskonały, ale czy wielu o tym pamiętało? Co do umarłych, wie o tym sam Pan Bóg. My wiemy tylko tyle, że z kilkudziesięciu osób, zatarasowanych w jednym ciemnym korytarzu i duszących się w dymie, pamiętała o tym jedynie 12-letnia dziewczynka. Kiedy wszyscy potracili głowy, ona rzekła do towarzyszącej sobie ciotki:

„Ciociu! musimy umrzeć i to bez spowiedzi. A ksiądz katecheta nas uczył, że w takim wypadku trzeba wzbudzić żal doskonały. Niedawno tego się uczyłam. Proszę powtarzać za mną, ale ze serca; ja będę mówić akt żalu. W ten sposób oczyścimy dusze z grzechu choć bez spowiedzi.

Te słowa usłyszała nie tylko ciotka, ale wszyscy, co bliżej stali. Więc i oni poczęli się modlić za dziewczynką; do nich przyłączyli się inni — wreszcie wszyscy, którzy na tym korytarzu się znajdowali, wzbudzili akt doskonałego żalu. — Pobożność i rozsądek dziewczynki a skrucha obecnych tak podobały się Panu Bogu, że właśnie do tego korytarza, gdzie oni się znajdowali, dostała się straż ogniowa i wszystkich wyratowała.

Czy z pomiędzy 500 ofiar tej katastrofy było więcej takich, co miało szczęście skorzystać ze swych chwil ostatnich, jak to uczyniła ta dziewczynka i co przy niej byli ? Nie wiemy… A ty co byś robił? Oto ja tobie powiem. Jeżeliś się nie przyzwyczaił wzbudzać codziennie aktu doskonałego żalu, to najprawdopodobniej, byłbyś, jak tamci, stracił głowę. To, czegoś się nauczył w szkole, wywietrzało ci dawno z głowy. — O żalu doskonałym nawet byś nie pomyślał i byłbyś może zmarniał na wieki. Żeby ci się zaś to nie przytrafiło, najlepszy sposób codziennie to sobie przypominać.

VI.O potrzebie aktu doskonałego żalu.

Teraz pojmiesz, mój drogi, dlaczego to Kościół św. tak gorąco zaleca tę praktykę wzbudzania doskonałego żalu za grzechy. Jest on zabezpieczeniem duszy, na wypadek największej naszej potrzeby. Stąd ów dowcipny gospodarz, o którym ci z początku mówiłem, dobrze mówił, skoro wyrzucał swojemu sąsiadowi lekkomyślność, że wszystek dobytek ubezpieczył, a zapomniał zabezpieczyć samego siebie. Dobrze też zrobił jego bogaty, a nie skory do Spowiedzi sąsiad, kiedy, wziąwszy słowa jego na rozum, zaraz poszedł się wyspowiadać; ale jeszcze by mądrzej zrobił, gdyby na tym nie poprzestał, ale na wypadek śmierci nagłej przez wzbudzenie żalu doskonałego codziennie się gotował.

Najprzewielebniejszy Biskup z Berna na Morawach, pobożny i uczony ksiądz Paweł Huyn, kiedy rok temu gotował się do przyjęcia święceń biskupich, miał w Insbrucku przemowę do zebranych tam kleryków. Otóż prosił ich gorąco, polecał i błagał, aby później, gdy pracować poczną w winnicy Pańskiej, zachęcali jak najczęściej wiernych, aby codziennie wzbudzali akt żalu doskonałego. „Gdybym mógł jako kaznodzieja obejść wszystkie kraje — mawiał uczony i świątobliwy kardynał Franzelin — nie byłbym o niczym tak często mawiał, jak o żalu doskonałym”! Toż samo mówili i czynili wszyscy wielcy misjonarze i kaznodzieje.

Franciszek Bröer TJ., który przez kilkanaście lat pracował, jako Misjonarz w Indiach, opowiadał, że w tych krajach wierni zazwyczaj są pozbawieni słodkiej pociechy przyjęcia ostatnich Sakramentów, bo parafie są nadto rozległe, na mil kilkanaście wokoło, więc wierni, rozrzuceni pomiędzy poganami, w razie ciężkiej choroby ratować się muszą przez wzbudzenie doskonałego żalu. Tego też aktu przede wszystkim ich się naucza; wielką w tym wprawę mają katechiści, tj. ci, którzy, w zastępstwie nieobecnego misjonarza, przewodniczą modlitwom porannym, wieczornym i niedzielnym — uczą początków katechizmu, w razie potrzeby chrzczą, a umierającym pomagają do wzbudzenia takiego aktu żalu.

VII. Praktyka doskonałego żalu jest źródłem zasług.

Nie myśl jednak, że taka pobożna praktyka przyda ci się tylko na wypadek śmierci nagłej; ona ci może jeszcze wiele innych oddać korzyści. — Najważniejszą z nich jest ta, że możesz sobie przez nią zebrać bez żadnego porównania więcej zasług na Niebo, jak byłbyś zebrał bez niej. Kto jest w grzechu śmiertelnym, ten zebrać nie może żadnej zasługi na Niebo. — Uważaj dobrze, nie powiedziałem, że on z dobrych uczynków żadnej nie ma korzyści. Korzyść on ma: a mianowicie tę, że ze względu na jego dobre uczynki może mu Pan Bóg dać łaskę nawrócenia; ale nie ma zasługi dla Nieba. A jaka to rzecz smutna żyć dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu — może lata po latach i nieraz cierpieć i dużo cierpieć, a dla Nieba nie zrobić nic! Jakiż to głupi i fatalny interes, to możesz sobie przedstawić, przeczytawszy dokumentnie jeszcze raz ostatni Głos Katolicki, gdzie to powiedziano, że czas — to pieniądz.

Otóż słuchaj. Weź dwóch ludzi. Jeden zwykł codziennie wzbudzać akt żalu, a drugi nie. I jeden i drugi chodzi co kwartał do Spowiedzi. I przytrafiło się, że w tydzień po Spowiedzi jeden i drugi zgrzeszył ciężko. Diabeł się zakręcił, do serca nakładł obrzydliwych myśli; człowiek w nich się dobrowolnie zatrzymał i wyszedł grzech ciężki. Pomiarkować co się stało — to tak bardzo ani jeden, ani drugi nie pomiarkował. Toć przecie on nikogo nie zabił, nie okradł, z dymem nikogo nie puścił, rozpustnie nikogo nie zaczepiał… Ale grzech myślą popełniony jest… Otóż pierwszy z nich wieczorem tegoż dnia klęka do pacierza i drugi klęka. Pierwszy po zwykłym pacierzu przypomina sobie biedniutkiego, zakrwawionego, wiszącego na krzyżu, najdroższego P. Jezusa swojego i pocznie wzbudzać akt żalu doskonałego, do którego przywykł. I na sercu mu się tak zrobi niby smutno, niby słodko — i pójdzie spokojnie spać. A drugi tego nie zrobił. Potem żyją sobie, jak poczciwi ludziska całych 11 tygodni aż do przyszłej Spowiedzi. — Otóż uważaj: pierwszy zarobił w tym czasie ogromnie dużo, a drugi nic a nic. O drugim powiedziane jest, że zasnął snem swoim, a nic nie nalazł w rękach swoich (Ps. 75, 6). Gdyby umarł w tym stanie, uważałby się może za bogatego w zasługi na Niebo, a tymczasem w rękach swoich nie znalazłby nic, i jak sługa głupi i niemądry byłby wrzucony w ogień wieczny. — Czyż nie prawda, że praktyka żalu doskonałego to nie tylko zabezpieczenie od śmierci nagłej, ale i źródło zasług?

VIII. Inne korzyści tej praktyki.

Żal doskonały u człowieka sprawiedliwego powiększa łaskę poświęcającą, zbliża go więcej do Pana Boga, ubiera jego duszę w nowe szaty, będące oznaką synostwa Bożego i zadatkiem przyszłej szczęśliwości, — powiększa wiarę, nadzieję i miłość, daje bart w cierpieniach i przeciwnościach, dodaje siły w pokusach, zapewnia sercu pokój, gładzi grzechy powszednie, i część kar za grzechy mu należnych i zabezpiecza przed ciężkimi upadkami. Kto przywykł wzbudzać codziennie taki żal do skonały, ten najprzód nigdy długo w stanie grzechu nie będzie, a potem tak łatwo w grzech ciężki znowu nie wpadnie.

Kto wzbudza akt żalu doskonałego, ten wzbudza zarazem akt miłości Bożej, a przecie Pan Jezus powiedział: Jeśli kto mię miłuje, będzie chował wolę moją; a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy i mieszkanie u niego uczynimy (Jan 14, 23). — U niego tedy zamieszka w sercu Bóg w Trójcy św. jedyny. Tak! Powiedziano to i o tobie, mój bracie, jeśli prawdziwie miłujesz Pana Boga. I ty stajesz się świątynią Najwyższego i to piękniejszą, doskonalszą, szlachetniejszą, niż najpiękniejsze kościoły i katedry na ziemi. Aza nie wiecie, pisze św. Paweł, iż członki wasze są kościołem Ducha Świętego, który w was jest, którego macie od Boga, a nie jesteście swoi (I. Kor. 5, 20). — „A wiemy — powiada tenże Apostoł na innym miejscu — że tym „którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu… Jeśli Bóg z nami, kto przeciwko nam? który też własnemu Synowi nie przepuścił, ale Go za nas wszystkich wydał, jako też nam wszystkiego z Nim nie darował? Kto będzie skarżył na wybrane Boże?” Kto ? może szatan ? Może on grzechy ich wyrzucać im będzie? Nie; bo P. Bóg, który ich usprawiedliwia, skoro Go miłują i z miłości ku Niemu za grzechy swoje żałują — Pan Bóg ich usprawiedliwił. Któż jest, coby ich potępił?… Chrystus Jezus, który umarł, owszem, który i zmartwychwstał, który jest po prawicy Bożej,… wstawia się za nami. Stąd w chwili zachwytu woła w imieniu miłośników Bożych święty Apostoł: Któż tedy nas odłączy od miłości Chrystusowej? Utrapienie? czyli ucisk? czyli głód? czyli nagość? czyli niebezpieczeństwo? czyli prześladowanie ? czyli uraza?… Albowiem powiadam, że ani śmierć, ani żywot, ani teraźniejsze rzeczy, ani przyszłe, ani inne stworzenie nie będzie nas mogło odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie Panu naszym.

Bracie! Żyj tak, aby te słowa tyczyły się i ciebie, czyli innymi słowy miej miłość Bożą w sercu, a mieć ją będziesz, jeśli przywykniesz wzbudzać codziennie wieczorem akt żalu doskonałego… Sobór Trydencki orzekł o tym akcie, że żal z miłości do Pana Boga, usprawiedliwia człowieka z P. Bogiem jeszcze przed przystąpieniem do Sakramentu Pokuty. (14 ses. c. 4). — Jeśli tedy codziennie akt żalu doskonałego wzbudzać będziesz, codziennie usprawiedliwiać cię będzie Pan Bóg, jak to św. Paweł powiedział o miłujących Pana Boga, i codziennie będziesz mógł z całą prawdą powtórzyć za tym świętym Apostołem to, co ci wyżej przytoczyłem.

IX. Praktyka ta ułatwia nam Spowiedź świętą.

No! to chyba nie mała rzecz i warto się o nią postarać. A to tym bardziej, że w takim razie i mniej się będziesz obawiał Spowiedzi, i łatwiej się do niej przygotujesz i więcej korzyści z niej odniesiesz. Żal doskonały gładzi ci grzechy nawet śmiertelne, ale nie uwalnia od przykazania Bożego, abyś je wyznał na Spowiedzi. Wyznać je musisz, a o wiele łatwiej ci to przyjdzie, kiedy ciążyć ci one na sumieniu więcej nie będą. A jeśli codziennie wzbudzać będziesz akt doskonałego żalu, to ci przy Spowiedzi grzech ciężyć nigdy nie będzie i nie będziesz się bał Spowiedzi; owszem będziesz się chętnie spowiadał.

A przy tym do Spowiedzi łatwiej się przygotujesz. Kto bowiem codziennie za większe swoje grzechy zwykł żałować, ten łatwo sobie co ważniejszego zapamięta, bo to więcej go zabolało; to też i łatwo to sobie przypomni. Z żalem także kłopotu mieć nie będzie, bo przecie już dawno za to szczerze żałował.

A i z większym pożytkiem przystąpisz do Spowiedzi. Przy Spowiedzi, co prawda, wystarcza żal niedoskonały, kiedy to człowiek np. modli się do Pana Boga: Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu. Zasłużyłem na piekło, na ten straszliwy ogień. Żałuję Ojcze najlepszy! daruj! więcej tego nie będę robił.  W takim razie P. Bóg grzechy mu w Spowiedzi odpuści i obdarzy swoją łaską; ale, jeśliby on wzbudził jeszcze żal doskonały, to P. Bóg da mu więcej łaski i odpuści więcej kar.

X. Żal doskonały nietrudno jest wzbudzić takiemu, który przyzwyczaił się go wzbudzać.

Już to, bracie drogi, widzisz, że ci dobrze życzę i dobrze radzę, kiedy ci polecam, abyś przed wszystkim innym duszę swoją zabezpieczał na wypadek nagłej śmierci, zbierał dla siebie zasługi, ułatwiał sobie Spowiedź i ściągał na siebie błogosławieństwo Boże przez codzienne wzbudzanie doskonałego żalu.

Ale ty mi powiesz, że za dobre moje chęci jesteś mi obowiązanym, ale ci się zdaje, że sprawa to nie tak gładka i nie tak łatwa, jak ja ci to przedstawiam.

Masz słuszność, bracie! Widać, żeś człowiek nie w ciemię bity i umiesz się zastanawiać. Przyznam Ci się, że tak Ci się zdawać może, ale tylko zdawać; bo w rzeczywistości sprawa to i gładka i łatwa.

Nie trzeba tylko mieszać dwóch rzeczy: Co innego jest żal doskonały, a co innego żal silny, który człowiek w sobie wyraźnie czuje, który łzy gorące, westchnienia mu wyciska, odbiera sen itd. — Żal doskonały nie zawsze jest silny, może być nawet bardzo słaby, a jednak, byleby tylko pokazał się w sercu, to wnet w nim gładzi wszelki grzech ciężki i duszę przyodziewa w łaskę poświęcającą. Żal silny, skoro tylko jest prawdziwy, jest nieraz także i doskonałym. Komu P. Bóg go udziela, jak np. udzielił Dawidowi lub św. Piotrowi — ten powinien Panu Bogu za to bardzo dziękować i wysoce sobie taką łaskę cenić. Ale najmniejszej potrzeby nie ma, abyś codziennie na taki żal silny się zdobywał. To, przyznaję, nie szłoby ci ani gładko ani łatwo; owszem powiedziałbym, że byłoby to w zwykłych okolicznościach rzeczą niemożliwą, bo Pan Bóg łask tak wielkich nie zawsze, nie wszystkim i nie codziennie udziela.

Wiesz przecie, bracie drogi, że dopiero po Zmartwychwstaniu Swoim ustanowił Chrystus Pan Sakrament Pokuty, mówiąc do Apostołów: Weźmijcie Ducha Świętego, komu odpuścicie grzechy będą im odpuszczone, komu zatrzymacie będą im zatrzymane. W Starym Testamencie Spowiedzi nie było. A czy może ludzie byli lepsi i grzeszyli mniej, więc lekarstwa na grzech może nie potrzebowali? Oj! co to, to nie. Było wprost przeciwnie. Szatan jeszcze nie był przez Chrystusa Pana tak spętany wobec wiernych, jak nim jest dzisiaj. To też czytamy, że żydzi dopuszczali się nieraz najstraszliwszych zbrodni. Stąd potrzebowali na nie lekarstwa. — Spowiedzi, jak powiedziałem, nie było, więc cóż mieli robić pokutnicy, aby ujść piekła, a dostać się na razie do otchłani, a potem do nieba? Oto mieli oni wzbudzać żal doskonały i tym się ratować. W ten sposób ocaleli bracia Józefa Patriarchy, którzy cnotliwego brata swego pozbyć się chcieli przez zbrodnię; w ten sposób ocaleli zbuntowani i cielcowi na puszczy kłaniający się żydzi; w ten sposób na jedno słowo Dawida króla: „Zgrzeszyłem Panu“, odpuszczone mu zostały grzechy cudzołóstwa i mężobójstwa; w ten sposób ocalał strasznie bezbożny, rozpustny i okrutny król Manasses i niezliczone zastępy innych grzeszników w Starym Testamencie, którzy obecnie są w niebie.

A Piotr św. czyż w inny sposób oczyścił swą duszę po zaparciu się Chrystusa Pana?

To też nie przyglądając się temu bliżej, można na ślepo i z góry powiedzieć, że akt żalu doskonałego nie musi być rzeczą tak trudną; bo skoro z jednej strony P. Bóg raz po raz zaręcza żydom, że nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył, że jest Ojcem kochającym swe dzieci i Stwórcą miłującym swe dzieło i swój obraz — a skoro ten grzesznik może się nawrócić i pojednać z P. Bogiem jedynie przez żal doskonały: — to ten żal nie musi być rzeczą tak trudną. Przecież Pan Bóg nie jest tylko Bogiem i Ojcem ludzi wykształconych, rozumnych i uczonych, ale jest Nim także i względem prostaczków, ograniczonych i maluczkich! Więc i dla tych nie musi być to rzecz tak trudna, a więc nie jest nią i dla ciebie.

Nieraz wzbudzasz akt żalu doskonałego sam o tym nic nie wiedząc. Idziesz np. na Mszę św. i słuchasz jej pobożnie, rozmyślając o Panu Jezusie, co tyle za ciebie cierpiał, — posłuchasz uważnie kazania, w którym kapłan przypomina ci, jak Pan Jezus i Ojciec niebieski ciebie miłują, — poczytasz sobie z pobożnej jakiej książki coś takiego, co idzie do serca: i łza ci się zakręci w oku, coś w sercu niby się poruszy. Wtedy może być to już żal doskonały. Już duszy twej lekko. Nieraz z kościoła odchodziłeś podniesiony na duchu, jakby z pleców twych ciężar jaki spadł. Co zaszło, nie wiesz. A ja ci powiem. Oto ręka wszechmocna P. Boga kamień grzechu, co gniótł twą duszę, odwaliła z twego serca, a to przez akt miłości Bożej, któryś wzbudził i żal doskonały, który, nie myśląc może o tym, wzbudziłeś.

Naturalnie, że na tym poprzestać nie można. Często tak, jak ci powiedziałem, bywa, szczególnie u ludzi pobożnych i sprawiedliwych. Oni żal doskonały wzbudzają z największą łatwością. — Powiedziałem to dla twej pociechy, abyś pamiętał, że Panu dobremu i łaskawemu służysz. Odpuszczenia grzechów pewnym dopiero wtedy być możesz, gdy przy końcu dobrej Spowiedzi powie ci Pan Jezus przez usta kapłana: Odpuszczone Ci są grzechy twoje. Pewnym także zazwyczaj być możesz, kiedy sam się starasz wzbudzić żal doskonały, ot tak, jak za pomocą synka swojego wzbudził umierający pewien ojciec rodziny. Zasłabł on nagle, więc choć posłano po księdza, nie mógł się go doczekać. Wszyscy potracili głowy, a umierający nie mógł się pocieszyć. Wtedy najmłodszy jego synek, który niedawno był u pierwszej Komunii św. zdjął krucyfiks ze ściany i z dziwną powagą rzekł do ojca:

„Tatusiu! mówił nam ksiądz katecheta, że kto, zaskoczony ciężką chorobą nie może się wyspowiadać, ten powinien wzbudzić żal doskonały, a wszystkie grzechy będą mu odpuszczone. Spowiadać się, Tato, chcesz, ale nie możesz, więc wzbudź przynajmniej żal doskonały. Ot tak!… Widzisz! tu wisi Pan Jezus na krzyżu. Bardzo On nas umiłował, skoro tyle za nas chciał cierpieć. Ty przecież miłujesz Pana Jezusa, Tatusiu? Nieprawdaż? — Powiedz Mu tedy: O mój Jezu! żałuję z całego serca za grzechy, bo przez nie zasłużyłem na piekło, utraciłem Niebo, a przede wszystkim Ciebie, tak dobrego Ojca i Zbawiciela mego, obraziłem! Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu! Żal mi, że Ciebie zasmuciłem… że Ci przykrość i zniewagę wyrządziłem… że od Ciebie się odwróciłem! Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu”. — Tak tedy to dziecko wyratowało duszę swego ojca od wiecznego nieszczęścia.

I cóż w tym trudnego? powiedz mi Bracie drogi. Czy sam tego zrobić byś nie potrafił? Czy ty sam podobnej przysługi przy sposobności umierającym wyświadczyć byś nie mógł?…

XI. Na czym polega żal doskonały

Akt żalu doskonałego nie jest rzeczą trudną. Żebyś jednak dokładnie wiedział, o co tu właściwie chodzi, to ci trochę obszerniej tę rzecz wytłumaczę. Nie będzie to nic nadzwyczajnego, bo jak Salomon mawiał, pod słońcem niema nic nowego. Ale sądzę, że ci nie zawadzi odświeżyć trochę swą pamięć. A ważną to jest rzeczą dlatego, abyś zrozumiał, że żal doskonały bynajmniej nie polega na odmówieniu tylko tej lub owej modlitwy, jaka ci do tego jest bardzo pożyteczna, ale na czym zupełnie innym.

Naprzód tedy przypomnij sobie, co to jest żal za grzechy.  Otóż żal za grzechy jest to smutek i obrzydzenie. A smutek i obrzydzenie z powodu czego? — Z powodu popełnionych grzechów.— A gdzie? A w sercu.— Różne są smutki. Smucisz się, gdy ci się chata spali; smucisz, gdy ci dziecko zachoruje, albo żona umrze; smucisz, gdy ci krzywdę ludzie wyrządzą. Kiedy jednak ci smutno, żeś coś pomyślał, powiedział, lub zrobił, co Pan Bóg zakazał, i żeś woli Bożej się sprzeciwił i niejako z Panem Bogiem rozpoczął wojnę — wtedy masz żal za grzechy.

Z tego wynika, że żal za grzechy powinien być wewnętrzny, powszechny i nadprzyrodzony.

Nie myśl, że chodzi tu tylko o westchnienia, łzy — o objawy zewnętrzne, choć i to jest dobre. Żal powinien być w duszy, i byleby tam był, to już wystarczy. Słyszałeś nieraz, jak to księża mówili, że w tobie jest dwóch ludzi: człowiek zły i stary, i człowiek dobry i nowy. Człowiek stary ciągnie do złego, a człowiek nowy zwraca się do Pana Boga. Stąd między nimi walka. Bywa też i to, że stary człowiek ciągnie do grzechu i grzech mu się uśmiecha; a nowy tego się wyrzeka i grzechem się brzydzi, a jeśli się dał uwieść człowiekowi staremu, to się z tego prawdziwie smuci. W takich razach człowiek niedoświadczony nie może jasno zrozumieć, czy żałuje lub nie, bo wedle nowego człowieka on żałuje, a wedle starego nie. — Otóż ja ci powiadam, bracie, że w takich razach, jeżeli smucisz się z tego, żeś zgrzeszył i możesz sobie powiedzieć: „niech będzie co chce, ja więcej tego robić nie będę“ — to ty masz żal za grzechy wewnętrzny i prawdziwy.

Rozumie się, że żal musi być powszechny. Piękna by to była sprawa: żałujesz np. żeś Pana Boga obraził, boś się upił i obiecujesz poprawę, ale krzywdy nie chcesz darować. Cóż to? Czyż może Pan Bóg nie zabronił mścić się i gniewać? A jeśli zabronił, to kto chowa gniew w sercu, ten także obraża P. Boga. — Więc chyba ty żartujesz z Pana Boga, a siebie oszukujesz, bo albo żałujesz szczerze, żeś Pana Boga obraził, to żałuj za wszystkie grzechy; albo wiedz, że i jeden i drugi ciąży dalej na twej nieszczęsnej duszy, boś ty za żaden z nich, jak się należy, nie żałował.

Ten żal musi być nadprzyrodzony. Widzisz, żałować za zły uczynek można z różnych powodów. Chłopiec, co się po cudze skradał jabłka, został złapany i orżnięty, co się zowie. Płacze, drze się w niebogłosy i żałuje, że zrobił głupstwo. Ale czemu? Dlatego, że wziął w skórę. Niech mu się tylko inna sposobność do kradzieży nadarzy bez żadnej obawy, że go złapią — to on skradnie znowu bez namysłu. Czy miał on żal? — Miał. — Ale czy dobry? A niedobry, bo tylko żal przyrodzony, z pobudki tylko ziemskiej. Toć na taki żal i każdy żyd, każdy turek, każdy poganin zdobyć się może, byleby tylko miał skórę do garbowania. Taki żal wobec Pana Boga nie wystarcza. Jeżeliby zaś ów chłopak płakał, nie tylko że wziął w skórę, ale i dlatego, że go P. Bóg będzie karał i że obraził dobrego Pana Jezusa — to miał on także i żal nadprzyrodzony i dobry; ale w takim razie postanowi on sobie, że nie będzie kraść, choćby nikt go nie widział i nikt nie mógł złapać, bo przecie Pan Bóg go zawsze widzi.

A teraz uważaj! Żal za grzechy dobry, bo nadprzyrodzony, może być doskonały i niedoskonały, stosownie do tego, z jakich pochodzi pobudek.

Żal twój niedoskonały jest wtedy, gdy pobudką twoją, że za grzechy żałujesz, jest: albo bojaźń piekła, czyśćca i innych kar, którymi Pan Bóg grzech karze;

albo utrata nieba i innych łask boskich;

albo obrzydliwość grzechu samego w sobie, poznanego w świetle wiary.

Miałeś np. nieszczęście zgrzeszyć ciężko przeciw szóstemu przykazaniu… przez rozmowę jaką, przez żart lub śpiew bezwstydny. Przychodzi wieczór. Klękasz do modlitwy i po zmówieniu pacierza, pytasz siebie: Co też ja dziś zrobiłem?… A to i to… I myślisz sobie: „0 ja nieszczęsny! To ja ciężko zgrzeszyłem i zasłużyłem na piekło! Już Pan Bóg nie patrzy więcej na mnie, jak na ukochane swe dziecko i nie będzie błogosławić nadal, jak dotąd! Utraciłem niebo! Matka Najśw., święci Aniołowie odwracają się ode mnie. A to wszystko z powodu tego paskudztwa, tej obrzydliwości!… Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu”. Tymi słowy wzbudziłeś żal dobry! I daj Boże, abyś po grzechu zaraz, skoro się upamiętasz, taki przynajmniej żal wzbudzał.. Ale taki żal, to jeszcze żal niedoskonały. Toruje on drogę do żalu doskonałego; wskutek czego wypada się o niego starać. Gdybyś jednak na nim tylko poprzestał, to nie powstałbyś z modlitwy ze sercem oczyszczonym od grzechu i pojednanym z Panem Bogiem. Wystarczyłby ci on do tego tylko w Sakramencie Pokuty. Tam — to tak! Ale poza nią — nie! —

Żal twój będzie doskonały, jeżeli żałujesz ze względu na P. Boga samego, jeśli żałujesz za grzechy dlatego, że obraziłeś tak dobrego P. Boga, najlepszego Ojca, że obraziłeś i zasmuciłeś Chrystusa Pana, który ze względu na Swą łaskawość, tak bardzo jest godzien miłości!

Jeżelibyś tedy, wzbudziwszy, jak wyżej powiedziałem, akt żalu niedoskonałego, dodał do tego jeszcze w głębi swej duszy i ze szczerego serca: „A co ważniejsza, obraziłem mego najlepszego Ojca! Ojcze! przebacz mi! Daruj! Więcej grzeszyć nie chcę. Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu!” to wtedy wzbudziłbyś akt żalu doskonałego i wstałbyś oczyszczony z grzechu na duszy i, gdyby tej nocy śmierć nagła ciebie zaskoczyła, byłbyś ocalony i zbawiony.

 XII. Jak mamy żal doskonały wzbudzać.

Jeżeli tedy żal doskonały jest rzeczą łatwą, byleby trochę się o to postarać — jeżeli zabezpiecza on twą duszę na wypadek śmierci nagiej i niespodziewanej — jeżeli jedna on cię z Panem Bogiem i otwiera skarb niewyczerpany zasług na przyszłe życie — jeżeli pomnaża i powiększa w tobie miłość ku P. Bogu i ku ludziom, wzmacnia wiarę, nadzieję i inne cnoty — jeżeli ułatwia ci spowiedź i zachowuje przed grzechem: to nie wątpię, że masz już silne postanowienie do tego żalu się przyzwyczajać.— Wiesz co, bracie, jestem pewny, że jużeś sobie powziął postanowienie wzbudzać go w sobie codziennie przed spoczynkiem, lecz pytasz mnie, jak się do tego masz zabrać, bo przecież pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki, a tylko ten kto sieje, ten też i zbiera.

Rób tedy tak:

Zmówiwszy pacierz zwykły, pomyśl sobie, że stoisz przed Panem Bogiem, który na ciebie patrzy i żąda rachunku z uczynków dnia ubiegłego. Przypomnij sobie naprędce, o ile możesz, czym P. Boga obraziłeś, a potem powiedz trzy razy, ale powoli, zatrzymując się przy każdym słowie: Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu! i za każdym razem uderz się w piersi. Potem dodaj:

Boże! choć Cię nie pojmuję,

Jednak nad wszystko miłuję,

Nad wszystko, co jest stworzone,

Boś jest dobro nieskończone!

Ach, żałuję za me złości,

Jedynie dla twej miłości! 

Jeżeli odmówisz to powoli, z namysłem, i z przejęciem się tym, coś mówił — to ci może wystarczyć do wzbudzenia żalu doskonałego. Takiego krótkiego aktu używaj przy każdym niebezpieczeństwie, gdy się w drogę udajesz — przy każdym ważniejszym przedsięwzięciu.

Na początek jednak dla nabycia wprawy, radziłbym ci uklęknąć przed krucyfiksem, przypatrzeć się Panu Jezusowi wiszącemu na krzyżu i Jego otwartym Ranom, a potem przeczytać powoli jeden z aktów na końcu podanych. Są tam krótsze i dłuższe. Wybierz sobie, który ci bardziej do smaku przypadnie, i odmawiaj go codziennie przynajmniej przez miesiąc. (Patrz niżej).

Bardzo byłoby ładnie, żeby w każdej rodzinie odprawiano wspólnie pacierz wieczorny i na końcu zamiast długiego aktu żalu, odśpiewano sobie np. z pieśni: „Boże w dobroci nigdy nie przebrany”! następną strofkę:

Choćbyś mię nigdy za grzechy, mój Panie,

Nie karał, przecież żałowałbym za nie,

 A żałowałbym dla tego samego,

Żem Cię obraził, Pana tak dobrego!

Więc, o mój Boże, i teraz żałuję,

Dlatego, że Cię nad wszystko miłuję,

I to u siebie statecznie stanowię,

Że grzechów moich nigdy nie ponowię!

 

Albo z Pieśni:„Straszliwego Majestatu Panie”

 

Straszliwego Majestatu Panie!

Za me grzechy płakać łez nie stanie.

Ja stworzenie Twe wyrodne,

Świętych oczu Twych niegodne,

Twój Majestat nieskończony,

Przed którym klękają trony, Obraziłem.

Nie śmiem oczu podnieść z publikanem,

Ale sprawa z bardzo dobrym Panem,

Skoro w oczach Izy zobaczy,

Wszystko mi darować raczy.

Lecz stąd w sercu większa rana,

Żem tak łaskawego Pana

Śmiał obrazić!

Kto da oczom łez obfite rzeki?

Trzeba bowiem płakać całe wieki,

Że wiecznego Boga mego,

Za moment czasu marnego,

Ja grzesznik zapamiętały,

Pana wiekuistej chwały, Obraziłem!

 

Albo z Pieśni o Męce Pańskiej: „Wisi na krzyżu“.

 

Rozbrat, obłudny świecie wypowiadam,

Grzechów się moich szczerze wyspowiadam.

Ach! ach! serdecznie żałuję,

Bo Cię, Boże mój, miłuję.

 

Albo z „Gorzkich Żali.”

 

Oby się serce we Izy rozpływało,

Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało,

Żal mi, ach! żal mi ciężkich moich złości

Dla Twej miłości.

 

O! jakby to ładnie było, gdyby np. dziewczęta i parobcy, wracając z pola, albo robotnicy i robotnice, wracając do domu z fabryki zamiast pustych, a nieraz i grzesznych rozmów, taką piosenkę pobożną sobie zanucili! Co za spokój uczuliby w sercu! co za radość byłaby w Niebie!

XIII. Jak się uczyć mądrości Bożej?

A teraz, drogi Czytelniku, pozwól że ci opowiem, co się dzieje dziś, blisko nas, pomiędzy nami, wśród ludzi wierzących i bojących się P. Boga. Dzięki Najwyższemu nie brak i dzisiaj takich, choć o nich świat mało co wie. — Otóż na Górnym Śląsku w jednej z kopalni żyje dzisiaj urzędnik, który pewnemu kapłanowi tak o sobie opowiadał:

„Co prawda, do złego nie byłem nigdy bardzo pochopny. Bałem się P. Boga i robiłem już i dawniej, co mogłem, aby jako tako Mu służyć; ale odkąd wstąpiłem do górnictwa, rozpoczęło się dla mnie całkiem inne życie. Górnictwo, mój księże, to szkoła życia chrześcijańskiego. Ten człowiek, co w sercu ma szczyptę wiary, a w głowie trochę oleju, ten tu musi prędzej czy później nauczyć się tak żyć, żeby być gotowym każdej chwili stanąć przed sądem Bożym. A toż przecież szkoła cnoty najlepsza. —

Do nas, którzy dzień w dzień zjeżdżać musimy na kilkaset metrów pod ziemię, śmierć zewsząd zagląda. Winda może się zerwać, kamień nad głową się oberwać, gazy wybuchnąć, sklepienie zawalić. Człowiek to tak po prostu ociera się o śmierć. Niech no trochę krzywo stąpi — a i już po nim. „Chodź no tu, bratku”, zawoła. I trzeba iść niezwłocznie, bez przygotowania dłuższego, bez księdza może i ostatnich Sakramentów.

Toteż, widzi ks. Dobrodziej, ja to się tak urządzam. Oto ile razy mam iść do gruby, tyle razy uprzednio w domu wraz ze żoną wzbudzam akt żalu doskonałego za grzechy, aby każdej chwili być gotowym stanąć na sądzie Bożym. Potem tak mi lekko na sercu — i mnie i żonie. Nie boimy się niczego, bo gdyby co się i przytrafiło, to człowiek na tym i zyska, zamieniając prędko, bez cierpień i zachodów, ten ziemski padół płaczu na wieczną szczęśliwość. I to też muszę ks. Dobrodziejowi powiedzieć, że od czasu, jak tu nastałem, mimo rozlicznych trudności przystępuję często do Sakramentów św., jak dla nas i bardzo często, bo co miesiąc. A taką mam w tym pociechę, że, kiedy czasami się to przewlecze, to człowiekowi czegoś brak.— Podobnież i ze Mszą św. Nieraz bywałem bardzo zmęczony i trafiałem na rozmaite przeszkody, jednak nigdy Mszy św. w Niedzielę i Święta nie opuściłem, chyba, że miłość bliźniego wymagała, abym w domu pozostał. Tak było kilka razy. — A! bo też my, górnicy — kończył — skazani godzinami całymi na pobyt w tych ciemnych, ponurych i wilgotnych norach ziemnych, — my czujemy, więcej może niż kto inny, potrzebę łaski Bożej, która oświeca, ogrzewa i pociesza serce człowieka. Nie darmo też mówię: „że górnictwo — to szkoła życia chrześcijańskiego”.

Tak! Ten pan urzędnik mówił prawdę. Ale ja dodam, że taką szkołą mogłoby być nie tylko górnictwo, ale każdy zawód, każde zajęcie, złączone z niebezpieczeństwem życia. Jesteś np. robotnikiem we fabryce, chodzisz koło maszyny, jesteś kolejarzem, konduktorem — jakże łatwo zdarzyć ci się może przypadek. Pomyśl tylko o tych przypadkach, o których słyszałeś, albo może przy których sam byłeś świadkiem. Toż samo się tyczy ciebie, jeśli jesteś wieśniakiem, i z gospodarskimi maszynami masz do czynienia, lub jesteś zajęty przy młynach, czy browarach… Więc i twój zawód mógłby się stać i dla ciebie szkołą cnoty życia chrześcijańskiego, bylebyś tylko miał wiarę w sercu i trochę rozumu w głowie. Wiarę masz i rozum, przypuszczam, masz, tego ci nie przeczę; a jednak i to prawda, że dotychczas nie wiele w tej szkole się nauczyłeś. Czemu?… Widzisz! bywa, że chłopiec zdolny, ale urwis, chodzi rok, drugi do szkoły, ale niczego się nie nauczy. Czemu?… Oto on ze swych zdolności i nauki nie chce korzystać. Dlatego i ty w szkole swego zawodu mało skorzystałeś, boś nie umiał ze swego rozumu korzystać jak potrzeba. Olej, póki w butli zamknięty, żadnej korzyści nikomu nie przynosi. Ale wlej go do lampy, zapal i zaświeć, to ci się do niejednej rzeczy przyda. Tak i olej twego rozumu. Dopóki w głowie zamknięty, a ty go nie rozruszasz, nie zapalisz przez zastanowienie i rozmyślanie — to korzyści z niego masz nie wiele. Stąd choć szkoła najlepsza — niczego się w niej nie potrafisz nauczyć.

Naśladuj więc tego pana, o którym ci opowiadałem: i będąc w ciągiem niebezpieczeństwie utraty życia przez jakiś wypadek, zastanów się nad tym, co by się stało z tobą w razie takiego wypadku?! Śmierć, może nagła, sąd Boży, piekło pod nogami… Niebo nad tobą… a tu grzech ciężki strąci cię do piekła… No! No! No!… Zastanów się nad tym jeszcze raz, i przypomnij raz trzeci i czwarty, kiedy jesteś sam, w ciszy nocnej. A wspomnisz moje słowo, że się niejednej rzeczy, jak ten pan, nauczysz.—Taką szkolą stać się może dla ciebie każda podróż koleją. Przypomnij sobie, ile to wypadków się przytrafia. Może być zetknięcie pociągów, przypadek; a śmierć i ciebie zmiecie, jak w późnej jesieni wiatr liście z drzewa.

XIV. Miłosierdzie Boże.

Następujący przykład doda ci otuchy, drogi Czytelniku, bo pokaże, jak niewyczerpanym jest miłosierdzie Boże.

Pewien młody kapłan ubolewał strasznie nad tym, że ojciec jego i brat żyją bez P. Boga, jak to niestety czyni tylu ludzi, szczególnie wykształconych, t. zw. surdutowców. Żeby uprosić ich nawrócenie, zdobył się on na wielką ofiarę i wstąpił do zgromadzenia zakonnego, którego zadaniem było pracować na misjach pomiędzy poganami. — Wkrótce potem doszła go wiadomość, że obydwaj: i ojciec i brat zginęli razem ze statkiem, który zatonął, żadnej nie zostawiając po sobie wieści. Oczywiście o spowiedzi, ostatnich Sakramentach — zwykłej pomocy w razie śmierci, mowy u nich być nie mogło. W takich razach zazwyczaj jak się żyje, tak się też i umiera. A że oni żyli źle, więc też zdawało się, że musieli i źle umrzeć… Dobrego syna i kochającego brata strasznie serce bolało na tę myśl okropną. Modlił się dniem i nocą, umartwiał, zapracowywał, aby duszom ich ulżyć, ale uspokoić się nie mógł, bo jak zmora stawało przed nim ciągle pytanie: skąd wiesz, że im się może przydać to wszystko ? Czyż oni nie są potępieni?

Przeszło sporo czasu, kiedy razu pewnego zawołano naszego misjonarza do szpitala. Chodziło tu o chorego, który był bliski śmierci, ale o P. Bogu nic słyszeć nie chciał. Jakież było jednak jego zdziwienie, kiedy w rysach tego człowieka, choć chorobą odmienionego, rozpoznał twarz swojego rodzonego brata. Ale nie dał tego poznać po sobie, bo stan umierającego był groźny, a każde cięższe wzruszenie mogło go natychmiast pozbawić życia, — więc ze spokojem wysłuchał tylko opowiadania biedaka o dziwnych jego przejściach, jak był już tonął, jak się wyratował, jak ojciec jego zginął… Ale kiedy począł mu mówić o spowiedzi i zachęcał do przyjęcia ostatnich Sakramentów, natrafił na opór tak stanowczy, że musiał zamilknąć i ze sercem zbolałym powrócić do domu, odkładając dalsze staranie do chwili sposobniejszej dla działania łaski Boskiej.

Tymczasem czekano na niego przy furcie klasztornej i wezwano zaraz do przełożonego. Tu odebrał rozkaz, aby jechać niezwłocznie do sąsiedniego miasta, gdzie odbywała się misja; a że jeden z Ojców zachorował, więc potrzeba było zastępcy. Przełożony jego do tego wyznaczył.

Co tu począć? Straszna walka powstała w jego sercu. Miłość brata i posłuszeństwo zakonne, — natura i łaska szarpały sercem na przemian. Gdyby był przełożonemu wszystko wyjawił, ten by zapewne nie żądał od niego takiej ofiary i byłby go zostawił na miejscu dla opieki nad umierającym bratem; ale z drugiej strony właśnie taka ofiara mogła wyprosić nawrócenie jego biednej duszy. Ukląkł tedy, pomodlił się przez chwilę, ucałował ręce i nogi Zbawiciela, i poleciwszy duszę brata Bożej Opatrzności pojechał, dokąd posłuszeństwo zakonne go wzywało.

Na probostwie, gdzie mieszkali Ojcowie misjonarze, oczekiwano na niego z niecierpliwością. Jeszcze się nie był zagospodarował, kiedy nadbiegł kościelny i zawołał:

— Ojcze! Jakiś młody człowiek chce się spowiadać i to koniecznie u Ojca. — Dajże spokój Ojcu — zawołał, słysząc to proboszcz. Dajcie mu odetchnąć z podróży, a penitent niech zaczeka, albo niech później przyjdzie.

— Daruj, księże proboszczu! — rzekł gorliwy zakonnik — i pozwól, że pójdę i zaspokoję potrzebę tej duszy. Dziś, ludzie czekać nie lubią. A zresztą pokój przywrócony żałującemu grzesznikowi, toż przecie największa rozkosz i najsłodszy odpoczynek dla misjonarza.

Zasiadł tedy w konfesjonale. Nieznajomy się zbliżył i począł mówić mniej więcej tymi słowy:

— Nie przychodzę się spowiadać, mój ojcze. Przysyła mnie tu Pan Jezus, aby ci oświadczyć, że ofiara, którą zrobiłeś za duszę swego brata, kiedyś pospieszył tutaj na rozkaz przełożonego, została przezeń przyjęta. Łzy twoje i westchnienia twoje zostały ci policzone za zasługę i były miłe w oczach Bożych. Wiedz tedy, że brat twój przyjął Sakramenty święte z należytym przygotowaniem i znajduje się obecnie w czyśćcu. Co się zaś tyczy twego ojca — to on w istocie zatonął, ale kiedy się borykał, rzucany falami morskimi, miał dosyć czasu, aby wzbudzić akt żalu i miłości. Łaski tej udzielił mu Pan Bóg ze względu na to, że ty wstąpiłeś, ojcze, do zakonu i tyle dla Niego prac z rozmaitymi ofiarami podjąłeś. Dusza twego ojca już jest obecnie w Niebie i przygotowuje tam miejsce dla ciebie.

Uradowany tą wiadomością zakonnik chciał jeszcze kilka pytań młodzieńcowi zadać, ale go już nie było. Nikt ani przedtem ani potem nic o nim nie słyszał. Zapewne był to Anioł Stróż zmarłego ojca czy brata, którego Pan Bóg do tego posłannictwa użył.

O głębokości bogactw mądrości i wiadomości Bożej! Jakie są nieogarnione sądy jego i niedościgłe drogi jego. Bo któż poznał umysł Pański. Albo kto był rajcą Jego. (Rzym. 11. 33). Tu grzesznik, do końca zatwardziały w swej złości, zdaje się, że już, już pogrąży się w piekle… Tymczasem Pan Bóg widzi zasługi i ofiary jego syna, żony, męża, córki, przyjaciela i daje mu łaskę potrzebną, porusza jego serce…, na chwilkę zabłyśnie tam żal doskonały i… on jest zbawiony! Ileż to grzeszników dostaje się do Nieba przez modlitwy i zasługi swych bliskich, a miłych Panu Bogu osób.

XV. Wyratowana przez Matkę Najśw.

W żywocie błog. Katarzyny od św. Augustyna, znajdujemy następujące opowiadanie. — W okolicy, w której mieszkała, była pewna kobieta imieniem Marianna, która od lat najmłodszych wiodła życie gorszące, a nawet doszedłszy do lat podeszłych prowadziła się jeszcze jak najgorzej. W końcu dotknięta została straszną chorobą i wygnana z rodzinnego miasta, tak że musiała kryć się po górach i w samotnej jaskini pędzić żywot, pozbawiona wszelkiej pomocy ze strony ludzi To też krótko potem umarła, nieopatrzona Sakramentami św.

Kiedy ją znaleziono nieżywą, pochowano na miejscu niepoświęconym bez żadnego nabożeństwa, bo życie jej było gorszące, a o nawróceniu i pokucie nikt wiedzieć nie mógł.

Wiadomość o tak smutnym końcu tej nieszczęśliwej istoty doszła także i do klasztoru, w którym znajdowała się błogosławiona Katarzyna. Zazwyczaj na wieść o czyjejś śmierci, zwykła była ta święta zakonnica duszę osoby zmarłej gorąco Panu Bogu w modlitwie polecać; ale tym razem tego nie uczyniła, tak była pewną, że nieboszczka została potępiona. Tymczasem upłynęło lat cztery, gdy razu pewnego ujrzała siostra Katarzyna przed sobą duszę czyścową.

— Siostro Katarzyno — rzekła ona do niej ze smutkiem — jakaż ja jestem biedna! Duszę każdego umierającego polecasz Panu Bogu, a nade mną zlitować się nie chcesz.

— A kimże ty jesteś — spytała siostra.

— Ja jestem ową biedną Marianną, która tu przed czterema laty umarła w jaskini od wszystkich opuszczona.

— I ty nie jesteś potępiona?

— Nie! jestem zbawiona i to dzięki miłosierdziu Najśw. Panny.

— A to jakim sposobem?

— Oto tak! Kiedy byłam już bliską śmierci i miałam stanąć przed sądem Bożym, myśl o mych grzechach przejęła mnie zgrozą. Nie wiedząc co począć i nie mając na ziemi znikąd ratunku, zwróciłam się do Najśw. Panny i zawołałam: Królowo Nieba! Tyś ucieczką ludzi biednych i opuszczonych. Oto nie ma nikogo, kto by mi chciał przyjść z pomocą. Tyś jedyną nadzieją moją! Ty mnie poratować możesz, zlituj się nade mną.- I Matka Najśw. mnie wysłuchała, wyjednawszy u Pana Boga łaskę, że mogłam wzbudzić akt żalu doskonałego; po czym umarłam spokojnie i zostałam zbawiona. — Ta najdroższa Matka wyprosiła mi także i skrócenie kar czyścowych. Teraz tylko kilka Mszy świętych mi potrzeba, a otworzy się przede mną niebo. Proszę cię tedy, postaraj się, aby je za mnie odprawiono; a ja modlić się będę za ciebie.

Oczywiście błogosławiona Katarzyna spełniła prośbę tej biednej duszyczki, i już w kilka dni potem ujrzała ją znowu, ale tym razem jaśniejącą jak słońce i rozpromienioną:

— Dzięki Ci, Katarzyno! — rzekła — idę do Nieba. Tam będę sławić miłosierdzie Pańskie i za ciebie się modlić.

Oto ile znaczy pomoc Maryi, ale ile też znaczy i akt doskonałego żalu. I Matka Najświętsza inną drogą nie mogła przyjść tej duszy z pomocą, jak tylko przez żal doskonały. Wszystko inne bez tego żalu nic by biedaczce nie pomogło, a z żalem za grzechy doskonałym przyszło jej wszystko.

Różne akty doskonałego żalu.

  1. Panie! i Boże mój! Oto ja nędzny grzesznik stoję przed Tobą. Tyś moim Sędzią i Panem… Ale Ty jesteś i Ojcem moim…, którego powinienem nade wszystko miłować i którego miłować pragnę! Tyś mnie tak umiłował! Oto z powodu moich grzechów zawisłeś na krzyżu, dałeś się biczować, cierniem koronować… i to za mnie! Skądże ja do tego przychodzę?… Ja robaczek ziemski, którego lada wiatr przeciwny zmieść z tej ziemi może… Ja, przeciwko Tobie powstawałem!… Moja wina! moja wina! Tak! moja bardzo wielka wina wobec Ciebie Ojca mego!… Tak! Panie! było źle, żem to zrobił! Bardzo źle! Bądź miłościw mnie grzesznemu !…. Oto wobec Najświętszej Panny i wszystkich świętych Aniołów i całego nieba wyznaję to ze serca, że to, co zrobiłem — to było podłym, nikczemnym, głupim, szalonym i złym… Zrzuciłem ze siebie Twe słodkie jarzmo, a popadłem w niewolę… i to czyją?… niewolę szatańską !… I zasłużyłem na piekło i utraciłem niebo… A to dlaczego ?… Co mi z tego wszystkiego zostało ?… I tak to ja odpłaciłem się Tobie! Święty Boże! Święty mocny! Święty nieśmiertelny! zmiłuj się nade mną! Przez Twe nieskończone miłosierdzie, przez krew i Mękę Twoją, przebacz mi, a ja z pomocą Twoją obiecuję Ci, że wszystko raczej zniosę, niżbym miał Ciebie, Ojca mego, znowu obrazić. Matko Najśw.! módl się za mną teraz i w godzinę śmierci!

Następne trzy akty są wyjęte z książki O. Segneri TJ. O Sakramencie Pokuty

  1. Panie Jezu Chryste i Zbawicielu mój najukochańszy! Spojrzyj na nędznego grzesznika, korzącego się u stóp krzyża Twego. Jakiż wstyd mię ogarnia! Tyś mi tyle dobrodziejstw wyświadczył, z nieba na ziemię dla mnieś zstąpił, tyłeś cierpień i mąk poniósł i w końcu życie swoje za mnie dałeś — a ja okazałem się tak niewdzięcznym i tak niegodnie wobec Ciebie postąpiłem. Gdybyś mnie był ukarał, Boże sprawiedliwy! jak ukarałeś złych Aniołów, po pierwszym zaraz grzechu — już bym był nieszczęśliwy teraz i na całą wieczność. Ale Ty mimo mej niewdzięczności, zawsze byłeś i jesteś dla mnie pełen miłości i miłosierdzia. O Jezu najmilszy, jakże mi serdecznie żal, żem Cię tak często i tak ciężko obrażał! O gdybym Cię był zawsze, o Dobro Najwyższe i miłości najgodniejsze, z całego serca i nade wszystko miłował! Błagam Cię pokornie, Panie i Zbawicielu mój, przebacz mi łaskawie wszystkie grzechy i przyjmij mnie znowu do Swojej świętej łaski. Brzydzę się, nienawidzę i wyrzekam się wszystkich grzechów moich, i mocno postanawiam, o mój Boże, prawdziwie się odtąd poprawić, pragnę Ciebie na zawsze i nade wszystko miłować i unikać wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa do grzechu, aby tylko nigdy więcej nie zgrzeszyć.

O Najświętsza Panno Maryjo, Matko Boża! przyczyń się za mną, abym ten akt żalu dobrze wzbudziwszy, przebaczenie grzechów otrzymał, i nadal postanowień moich dotrzymywał.

Święty Aniele Stróżu, bądź zawsze przy mnie, abym od tej chwili starannie wszelkiego grzechu się wystrzegał. Amen.

 

  1. O Boże! nieskończenie miłosierny, jeśliś już nieraz pokazał, że łaskawość Twoja wszystkie przechodzi granice, to teraz najlepiej to przyznaję, gdyś mnie aż do tej godziny cierpiał. O niesłychana cierpliwości, niewypowiedziana łaskawości! Któryż król ziemski wytrzymałby choć jedną z tych zniewag, (których Ci tyle wyrządziłem), bez zgładzenia mnie ze świata? Im większą widzę miłość Twoją, tym więcej teraz za grzechy swoje żałuję. I jakżesz mogłem być tak płochy i zuchwały, iżem Ciebie, Boga tak dobrego, obrażał? Szczerze sobie postanawiam, o Panie Boże, że będę zawsze ich się wystrzegać i nimi się brzydzić, dlatego szczególnie, aby nie nadużywać dobroci Twojej!
  2. Zgrzeszyłem, cóż Ci uczynię, o Stróżu ludzi? Tak jest, o Boże mój, zgrzeszyłem i wiele zgrzeszyłem. Cóż mam tedy czynić? Obciąłbym wynaleźć sposób, przez który bym cześć Tobie odjętą zuchwalstwem moim mógł wynagrodzić. I dlatego przed wszystkim stworzeniem wyznaję, żem z Tobą postąpił jako najniewdzięczniejszy zdrajca. Odwołuję wszystkie krzywdy Tobie ode mnie wyrządzone, nie dla innej przyczyny, tylko z miłości ku Tobie. Żałuję za nie z całego serca, brzydzę się niemi, wyrzekam się ich dlatego, że Cię miłuję. I dlatego też wołałbym raczej umrzeć, aniżeli Cię choć raz znowu obrazić. Ty, któryś jest najlepszym Stróżem ludzi, strzeż też i mnie od największego nieszczęścia, to jest od wszelkiej obrazy Twojej.

Modlitwa św. Efrema.

  1. O Panie Boże wszechmogący, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko Tobie. Jużem ci nie godzien, abym był nazwany synem Twoim: nie godzien jestem, abym oczy do nieba podniósł dla rozliczności grzechów moich i abym usty moimi pługawymi wzywał wielebnego Imienia Twego. Bo tym samem, żem Ciebie, Boga najłaskawszego rozgniewał, stałem się niegodnym i nieba i ziemi. Proszę Cię Panie, proszę Cię, nie raczże mnie od oblicza Twego odrzucać—nie racz się ode mnie oddalać, abym nędznik, nie zginął. Albowiem, jeśli mnie łaska Twoja bronić i wspierać nie będzie, zginąłem, i będę jako proch od wiatru porwany i prawie w niwecz się obrócę. Ukażże wielkość miłosierdzia swego nade mną, jakoś przedtem nad synem marnotrawnym ukazał. Zmiłuj się nade mną, jakoś się zmiłował nad łotrem onym i nad jawnogrzesznikiem. Przyjmij pokutę niepożytecznego sługi, bom ci już od wszystkich wzgardzony, i prawiem stracony, i do rozpaczy przywiedziony. Albowiem Ty Panie, przyszedłeś nie sprawiedliwych, ale grzesznych do pokuty wzywać. Tobie chwała na wieki wieków. Amen.

Modlitwa, przypisywana św. Janowi Kasjanowi.

  1. Proszę Cię, najłaskawszy Boże, przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który się stał odpuszczeniem grzechów naszych, racz mi dać skruchę serdeczną, i źródło łez, abym we dnie i w nocy nieustannie płakał nad zranioną duszą moją — póki jeszcze jest czas przyjemny i dzień zbawienia, aby nieprawość moja rozliczna i grzechy moje niezliczone, nie wyszły na jaw przed oczy wszystkich Aniołów i Archaniołów, Proroków i Apostołów, i sprawiedliwych wszystkich w dzień straszliwego sądu Twego. Zmiłuj się nade mną, Panie Boże, zmiłuj się, nie racz mnie zatracać z grzechami, złościami, przestępstwami i niedbalstwami moimi. Ty, który nie pragniesz śmierci człowieka grzesznego, ale nawrócenia i życia jego, zmiłuj się nade mną; nie czekaj z karą za złości moje do onego przyszłego żywota, do onego piekielnego katowania, do onego straszliwego na sądzie rozbierania: karz je raczej na tym świecie, jako chcesz i jakoć się podoba. Otom w rękach Twoich jest, czyń ze mną, co Ci się podoba. Daj mi to, poruszony zwykłą dobrotliwością i łaskawością Twoją, abym pierwej niźli się z tym światem rozstanę, zupełnie i doskonale mógł pokutować, i z płaczem żałować za wszystkie grzechy moje, którem popełnił przeciw woli Twojej, w dzieciństwie i młodości mojej, sercem, usty i uczynkiem; a racz Sam oczyścić mię dostatecznie z grzechów moich, tak jako chcesz, i w jaki sposób chcesz. Ty wiesz wszystko i możesz wszystko. Proszę Cię przez wszechmocną a łaskawą dobrotliwość Twoją, daj mi to, abym straszny dzień sądu Twego miał zawsze przed oczyma, i rzewliwie za grzechy moje na każdy dzień płakał: abym w ona straszliwą godzinę znalazł miłosierdzie przed oblicznością onego wiekuistego Sędziego, i wesoło a bezpiecznie mógł spojrzeć na twarz Jego, i abym stanął po prawicy ze wszystkimi Świętymi. Co racz uczynić dla wielkiego miłosierdzia i łaskawości Swojej. Amen.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *