KONFERENCJE DUCHOWE PRZYGOTOWANE DO REKOLEKCJI DLA ZAKONNIKÓW

1. Wstęp do rekolekcji

„Odnowi się jako orłowa młodość twoja” Ps 103(102), 5 – te słowa Psalmisty Pańskiego wielce nadają się na motto ćwiczeń naszych duchownych. Wiemy, czym są rekolekcje, bośmy już nie raz je odprawiali – to zbiór ćwiczeń duchownych trwających zwykłe dni kilka. Rekolekcje to, jak wskazuje sama nazwa, są dni spędzone w zebraniu, w skupieniu ducha, spędzone na osobności, w oddaleniu od ludzi, a w towarzystwie Boga.

Zarządzono je właśnie u nas. Z konieczności prawie musimy w nich brać udział. Jeśli je dobrze odprawimy, wielką korzyść odniesiemy; jeśli źle – stratę ogromną sprawią one w duszy naszej.

Każdy z nas lęka się zapewne, by na duszy swej szkody nie ponieść, więc każdy pragnie je dobrze odprawić. Aby tym lepiej się do tego zbożnego dzieła zachęcić, rozważmy na wstępie:

1) potrzebę rekolekcji,
2) jak je należy odprawiać.

I.

Odnowić się mamy na duchu. Pewnie, że to potrzebne. Iluż to ludzi przywiązanych do życia, urody i piękności ciała pragnęłoby w podeszłych latach odmłodnieć. My, ludzie duchowni, takich pragnień nie mamy, ale za to pożądamy bardzo odnowienia na duchu.

Do odnowienia zaś konieczne jest poznanie siebie samego. A właśnie rekolekcje do poznania samego siebie najskuteczniej pomagają. Wprawdzie odprawiamy codziennie medytacje, które nas oświecają w sprawie duszy, ale częstokroć to oświecenie jest za powierzchowne. Zaledwie nieraz zebrali­śmy myśli i zaczęliśmy wnikać w głąb serca naszego, zaczęliśmy wynajdy­wać przyczyny naszych upadków – lecz tu już drugi punkt medytacji czy­tają – i już przerwane nasze badanie. Innym znowu razem dobrze nam się uda odprawić rozmyślanie, lecz wkrótce oddajemy się sprawom, różnym zajęciom, zapominamy o wszystkim i tak to zrozumienie siebie, poznanie Boga – jak owo ziarno ewangeliczne, które spadło przy drodze – bywa przy­deptane. Odprawiamy w ciągu roku i inne ćwiczenia – rachunek sumienia, spowiadamy się, Komunię świętą przyjmujemy, jednak wszystkie te święte czynności spełniamy bardzo pospiesznie, bo nie mamy czasu, bo na nas cze­kają tysięczne sprawy. I tak łudzimy siebie tym brakiem czasu, nagłością prac rozmaitych – niemożliwe nam się wydaje poznanie się i odnowienie. Lecz w czasie rekolekcji mamy właśnie czas – czas przyjemny według słów apostoła 2Kor 6,2.  – dni zbawienia. Już nas nic nie nagli. Sprawy przeróżne usunięte od nas – otóż w zupełności można się oddać badaniu siebie samego. Do tego zaś dopomaga jeszcze łaska Boża. Obficie zlewają Bóg w tych dniach – oświeca ścieżki nasze Ps 18(17),29. – oświeca cel nasz: niebo i zbawienie.

Potrzebne są rekolekcje do odnowienia się na duchu, bo one jedynie głę­biej wstrząsnąć są zdolne duszą zakonną. Przez rok działają na nas różne pobudki: upomnienia, przykłady, uwagi, rozmyślania, czytania duchowne, ale te pobudki dlatego, że są codzienne, spowszedniały nam – już nie robią na nas wrażenia. Stąd potrzeba koniecznie – większej ciszy, ściślejszej klauzury, więcej modlitw, aby rzeczywiście duszę zakonnika zachęcić do odnowienia się, do zmiany życia na lepsze, do energiczniejszej pracy nad sobą. A oto rekolekcje wszystko to nam ułatwiają i pobudzają z łaską Bożą razem do odnowienia się na duchu.

Potrzebne są rekolekcje jako przygotowanie się na śmierć. Nie znamy dnia ani godziny, [w] której Syn Człowieczy przyjdzie, nie wiemy, kiedy Syn Boży nas przed sąd swój zawoła – musimy przeto być gotowi jak słu­dzy ewangeliczni Mt 24,42-51. A nie wystarczy tu liczyć na nieskończone miłosierdzie Boże, iż Bóg będzie miał wzgląd na nas. Bóg ma wzgląd na wielkich grzesz­ników żyjących w świecie, którym niejednokrotnie użycza łaski nawróce­nia, skruchy w ostatnim momencie życia – nam zaś użyczyć może wpraw­dzie, ale sądzić [nas] będzie surowiej niż innych. Sługa, który poznał wolę Pana swego, a nie przygotował [wszystkiego] według niej, wielce będzie ukarany – my nie tylko zejść mamy z tego świata w stanie łaski, nie tylko z wielką biedą mamy się przecisnąć przez bramę zbawienia – my winniśmy stanąć przed sądem Bożym oczyszczeni i wybieleni nad śnieg pokutą, mamy stanąć z rękami pełnymi zasług. A kiedyż o tej pokucie, o zbieraniu zasług pomyślimy tak na serio, naprawdę, jeśli nie na rekolekcjach? Oto, jak reko­lekcje są nam potrzebne!

II.
Co należy czynić, aby dobrze odprawić rekolekcje? Trzy czynniki skła­dają się na dobre odprawienie ćwiczeń duchownych:

  • Bóg,
  • dusza rekolektanta,
  • przewodnik duchowny lub książka, z której czerpie się tematy roz­myślań.

Otóż chcąc sobie zapewnić pomoc Bożą na rekolekcjach, modlić się trzeba jak najwięcej. Pan Bóg wprawdzie zawsze otwarte ma skarby łask swo­ich, ale jeżeli my prosimy Go usilnie, kołatamy wytrwale do Jego miłosier­dzia, wówczas ten Ojciec nasz Niebieski rozrzutnym się staje i obsypuje nas laskami tak wielkimi, tak cennymi, że my nawet nie przypuszczamy, iżby ten Bóg miłosierny tak dla nas był łaskawy. Gdy się modlić gorąco będziemy, wtedy z rekolekcji wyjdziemy niewątpliwie uświątobliwieni. Mimo dotych­czasowego życia oziębłego, grzesznego – w świętych zmienić [się] możemy. Nie lękajmy się tylko żadnych ofiar, miejmy ufność w Bogu, a z pewnością młodość nasza odnowi się jako orłowa. Módlmy się przeto, bierzmy gorący udział we wszystkich wspólnych ćwiczeniach, módlmy się prywatnie – usta­wicznie. Nie chodzi tu o ciągłe wymawianie modlitw ustami, ale o to wzdy­chanie częste do Boga.

Drugim czynnikiem w rekolekcjach – to sam rekolektant. Nie troszczmy się zbytnio o to, jaki przewodnik, jaka książka do rozmyślania – to rzecz trzeciorzędna – sami przede wszystkim mamy rękę przyłożyć do pracy nad sobą. Nauki, czytania, choćby nie wiem jak były piękne, nic nam nie pomogą, kiedy my sami w siebie nie wnikniemy, nie zbadamy przyczyn naszego smut­nego stanu, gdy my sami nie zwrócimy się ku dobremu. Więc pracować nam trzeba. A jak? Oto najpierw usunąć przeszkody utrudniające tę pracę, to jest odosobnić się i milczeć. Niech nas nie obchodzi w tych dniach cały świat, my mamy się zająć tylko Bogiem i duszą swoją. Następnie potrzeba się zasta­nawiać. A nad czym? Nad słyszaną czy odczytaną nauką.

I tutaj przychodzi trzeci czynnik, to jest przewodnik duchowny. Nie potrzeba i [nie] powinno się brać pod uwagę jego osoby – niech on sobie będzie jaki chce: mądry czy niemądry, stary czy młody, święty czy grzesz­nik – mniejsza o to – my upatrujmy w nim tylko posłańca Bożego, głosu jego słuchajmy jako mowy Boga. Rady jego, żądania, napominania – to Bóg sam nam radzi, żąda, napomina.

***

W ten sposób odprawione rekolekcje odnowią nas na duchu. Będziemy latali na drogach doskonałości i odpoczywali w objęciach Ojca Niebieskiego. Czyż dusza nasza i serce nie rwie [się] do lepszych darów, do lepszego życia, czy się nie pragnie wzbić na wyżyny doskonałości ? O! jest tam w głębi istoty naszej ten poryw wspaniały! Nie przytłumiajmy go tylko, ale rozwijajmy. Usłuchajmy upomnienia apostoła: „Przyjmijcie w cichości słowo wszcze­pione, które może zbawić dusze wasze” Jk 1,21. Amen.

    2. O celu człowieka

Zamiast wysilać się na przeróżne tematy rozważania rekolekcyjnego, weźmy sobie pod uwagę pierwsze zdanie z katechizmu. Katechizm bowiem to książka stosowna zarówno dla dziecka siedmioletniego, dla ubogiej sta­ruszki, jak i dla profesora uniwersytetu, dla znakomitego teologa. Cóż tedy czytamy na pierwszej karcie tej księgi mądrości Bożej: „Żyjemy na tym świę­cie na to, aby Pana Boga znać, kochać, Jemu samemu służyć i przez to do nieba się dostać”. W [tych] słowach zawierają się trzy najwyższe prawdy: Idę od Boga. Należę do Boga. Dla Boga istnieć muszę (lub też: Bóg jest moim początkiem, a zarazem Panem najwyższym i ostatecznym końcem).

Przygotowanie 1.  Przedstawię sobie, że Bóg mnie stwarza jak Adama z mułu ziemi, daje mi duszę nieśmiertelną.
Przygotowanie  2. Będę prosił o łaskę poznania dobrze celu mego oraz mocy, bym do niego dążył.

I.

Gdzie byłem przed stu laty? W nicości. Gdy rzucę okiem duszy poza siebie, gdy wpatrzę [się] w to wszystko, co się działo przed stu laty, cóż ujrzę? Będę widział świat cały, mocarstwa, miasta i ludzi – słońce, które mi przyświeca, ziemię, która mnie nosi, kraj mój ojczysty, dom rodzinny przodków moich i nazwisko, które noszę, ale czym ja byłem i gdzie byłem wówczas ? Niczym zgoła: w nicest[wie]. Ach! przez ile wieków ubiegłych o mnie nikt nie pomy­ślał? Bo czyż nicość może być przedmiotem myśli? Przez wiele wieków mały robaczek więcej znaczył ode mnie – one żyły, istniały, mnie zaś wcale nie było.

Lecz dzisiaj istnieję! Posiadam rozum, którym tyle mogę poznawać, mam serce zdolne kochać, ciało tak misternie zbudowane, tak przecudnymi obda­rzone zmysłami. Któż mi więc dał istnienie ? Czy przypadek? Ależ przypadek to próżny wyraz, który niczego zdziałać nie może. Czy rodzice moi ? Nie, oni ciało mi tylko dali i muszą powiedzieć z matką Machabeuszów: „Nie jam ducha i duszę wam darowała, ale Stworzyciel świata” (2Mch 7,22-23). Nie jestem też sam sprawcą swego istnienia. Bo będąc niczym, nie mogłem nic. Do Boga tedy muszę się zwrócić jako do pierwszego mego początku i powie­dzieć: „Ręce Twoje uczyniły mnie” (Ps 119(118),73), „Tyś mnie utworzył i położyłeś na mnie rękę” (Ps 139(138),5).

Uważ teraz, duszo moja, okoliczności twego stworzenia:

  1. Bóg stworzył mnie jedynie z miłości swojej ku mnie. Czy potrzebował On bytu mojego ? Czyż mogłem w czymkolwiek przyczynić się do szczęścia Jego? Czyż źle było Panu Bogu od wieków, gdy o mnie ani słychu nie było? Bynajmniej. – „Miłością wieczną umiłowałem cię” – mówi Bóg (Jr 31,3).
  2. Bóg mnie stworzył nie tak dawno, lecz wyrok, zamiar stworzenia mego odwieczny [jest] jak sam Bóg. Bóg więc od wieków był mną zajęty. Jeszcze w nicości byłem pogrążony, a przecież w myśli Bożej miejsce już miałem! Ist­niałem w rozumie Boga, w sercu Jego. Zaiste miłością wieczną umiłował mnie.
  3. Pan Bóg mnie stworzył, a dając mi byt, wybrał mnie raczej niż tyle innych możliwych stworzeń, które na zawsze w nicestwie pozostaną. O Boże nieskończony, czymże zasłużyłem, abyś mi dawał pierwszeństwo? Niczym, lecz dlatego się to stało, boś mnie miłością wieczną umiłował. – Bóg, dając mi byt, uczynił mnie człowiekiem, najszlachetniejszą istotą widzialnego świata. Dusza moja stworzona na Jego podobieństwo, cała zaś moja istota wyraża żywe piętna Jego przymiotów. – Wreszcie Bóg mnie stworzył, a to stworzenie trwa bezustannie w każdej chwili istnienia mego. Ile godzin, ile momentów liczę w mym życiu, tyle razy Pan Bóg daruje mi byt.

I cóż za wnioski rozważanie to nasuwa umysłowi memu? Ten najpierw, że powinienem uznać, żem cały od Boga, że sam nic nie mam, że sam niczym jestem, a pełen pokory muszę rzec z Psalmistą: „Bytność moja jako nic przed Tobą” (Ps 39(38), 5). – A dalej uwielbiać mi należy Boga mego i wołać: „Cóż jest człowiek, iż go wielmożysz, albo co przykładasz do niego serce?” (Hi 7,17). I patrząc na siebie, na ciało swoje, patrząc w duszę swą, patrząc na przymioty i zalety, dziękować będę Panu, Dobroczyńcy memu, za te dary drogie i będę mówił: „Błogosław, duszo moja, Panu i wszystko, co we mnie jest, imieniowi świętemu Jego. Błogosław, duszo moja, Panu, a nie zapomi­naj wszystkich dobrodziejstw Jego” (Ps 103(102),1-2).

II.

Wyszedłem z ręki Bożej, więc Boży jestem. Bóg mnie uczynił, stworzył, jest przeto Władcą moim i nieograniczonym Panem. Kto temu zaprze­cza, ten się chyba zapiera rozumu swego. Bo jeśli rolnik słusznie rości sobie prawo do plonu na swoim polu, które sam obrobił i zasiał, o ileż więcej Bóg wszelkie prawa do nas posiadać musi, jeśli nas z niczego, wszechmocnym słowem swoim zupełnie dobrowolnie stworzył?

Pan Bóg dobry pozwala nam nędznym badać, osądzać prawa swoje. Powiada bowiem Micheasz prorok (Mi 6,2): „Sąd Pański z ludem swym, a z Izraelem da się rozsądzić”. Osądźmy tedy sami prawa Boże: Wszakże pan każdy ma niezaprzeczone prawo do usług czeladzi swojej i niewolników? Wszakże monarcha ma prawo do posłuszeństwa swoich poddanych, ojciec ma prawo do uległości i poszanowania od dzieci swoich; robotnik również może rozporządzać według upodobania pracą rąk swoich. Lecz ja, Boskie stworze­nie, czyliż bardziej nie należę do Boga niż sługa do pana swego, niż poddany do monarchy, niż dziecię do ojca, niż obraz do malarza, niż drzewo do tego, który je zasadził? A jeżeli człowiek rości sobie rozmaite prawa do stworzeń, czyż Bóg [nie ma] tych wszystkich praw względem mnie i to w stopniu naj­wyższym, z pobudek najświętszych? Cóż bowiem jest we mnie, czegobym nie wziął od Niego ? Co jest we mnie, co by nie było owocem z Jego posiadłości ? „Cóż masz, czegobyś nie wziął?” (IKor 4,7). Co by mi pozostało, gdyby ten Bóg wielki odebrał wszystko, co mi dać raczył? Gdyby na przykład Pan Bóg odebrał mi rozum, cóżby się ze mną stało? Zrównałbym się z bezrozumnym zwierzęciem. Gdyby odebrał mi ruch i życie, czym byłbym wówczas ? Odro­biną popiołu i prochu. Gdyby mi odebrał byt mój i całą istotę, w cóżbym się obrócił ? W nicość. – O Boże mój dobry, Tyś mi dał wszystko, słuszną tedy jest rzeczą, by wszystko moje należało do Ciebie samego. „Adonai, Panie, wielki Ty i przesławny w mocy Twojej i którego żaden zwyciężyć nie może. Tobie niech służy wszelkie Twe stworzenie, boś rzeki i stały się, i nie masz, kto by się sprzeciwił głosowi Twemu” Jdt 16,13-14.

Rozważ teraz, duszo, jaką to własnością Bożą jesteś: najpierw istotną. Pan Bóg nie miał żadnej potrzeby wyprowadzać mnie z nicości, lecz skoro mnie stworzył, już jest koniecznością, żebym do Niego należał. I przestałby być zaprawdę Bogiem, gdyby Stwórcą moim będąc, nie był zarazem Panem i Władcą. – Do Boga należę przede wszystkim i nade wszystko. Istotnie jestem tylko Boży, a ludzie mają nade mną te tylko prawa, jakie im nadał Bóg (rodzina). A więc prawa ich poddane są prawu Bożemu, ich władza zawsze być musi podwładną władzy Boga mojego. – Pan Bóg może mną rozporzą­dzać według swego upodobania: wolno Mu darować mi zdrowie, honor, życie – ja zaś mam obowiązek przyjmowania wszystkiego z ręki Jego najświętszej] bez szemrania, z uległością największą. O człowiecze, cóż tyś jest, który odpo­wiadasz? „Zali rzecz lepiona mówi temu, który ją ulepił: «Przeczżeś mię tak uczynił?»” (Rz 9,20). – Wszystko we mnie jest Boże, wszystko do Niego należy. Władza Boża rozciąga się na wszystkie lata życia mojego, na wszystkie władze duszy mojej, na wszystkie zmysły ciała, na wszystkie godziny i chwile życia. – Władza Boża jest nieśmiertelna jak nieśmiertelnym jestem ja; począ­tek jej w czasie, a trwanie końca mieć nie będzie; człowiekowi śmierć wydziera wszystkie prawa, lecz przeciw prawu Bożemu jest ona bezsilna. – Spod władzy człowieka wydobyć się można (sługa, kanarek); lecz któż może się wyłamać spod władzy Boga wszechmocnego ? Dobrowolnie lub mimo swej woli poddać Mu się należy i żyć albo pod prawem Jego niepojętej miłości, albo pod prawem najściślejszej sprawiedliwości; i władzę Jego nad sobą trzeba uznawać przez dobrowolne posłuszeństwo albo chwałę jej oddać, ponosząc nieuniknioną karę.

Jakżeż nie uwielbiać Pana swego, którego jesteśmy własnością? Wołajmy z mieszkańcami niebios: „Godzien jesteś, Panie, Boże nasz, wziąć chwałę i cześć, i moc, boś Ty stworzył wszystkie rzeczy” . „Pójdźcie, pokłońmy się i upadnijmy przed Panem, który nas stworzył; albowiem On jest Panem Bogiem naszym” Ps 95,6-7.  – A widząc skąpstwo swoje dla Boga, widząc, że nie chcemy Mu dać tego, co ze wszechmiar Mu się należy, mówmy ze skruchą pokorną: „Izali to oddawasz Panu, ludu głupi a szalony; azaż nie On jest Ojcem twoim, który cię posiadł i uczynił, i stworzył cię? Boga, który cię urodził, opuściłeś i zapomniałeś Pana, Stworzyciela twego” (Pwt 32,6.18). – Przynajmniej więc odtąd oddaj się Bogu twemu, mówiąc: „O Panie, jam sługa Twój; jam sługa Twój i syn służebnicy Twojej”. Ps 116,16.

III.

Pan Bóg jest nie tylko Stwórcą i Panem moim, lecz także moim ostatecz­nym końcem. W istocie Bóg, stwarzając mnie, musiał mieć jakiś cel. Atoli Bóg jest nieskończenie doskonały, stąd i cel dla mnie wyznaczyć musiał doskonały; stworzył mnie tedy jedynie dla chwały swojej, to jest [po to,], żebym Go poznał, ukochał i służył Jemu samemu.

Czy na to trzeba dowodów ? Zapytaj wiary twojej, ona ci odpowie, że Bóg wszystko uczynił dla Siebie. „Pan wszystko zdziałał sam dla Siebie” Prz 16,4 – powiedział Mędrzec Pański. Bóg jest początkiem i końcem wszech rzeczy, jak sam powiada: „Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec”. Ten Bóg potężny daje nam przykazanie nawet, abyśmy Go kochali i Jemu służyli. „Będziesz miłował Pana Boga twego. Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz, a Jemu samemu służyć będziesz” Mt 22,37; 4,10. – I rozum twój, choć taki ograniczony, powie ci, że między władzami duszy człowieka a przedmiotem, do którego zmierzają, musi być równowaga, proporcja; a jakiż przedmiot zdolny jest nasycić ciekawość rozumu, jeśli nie Prawda najwyższa – Bóg; jakiż przedmiot może nasycić serce twoje, jeśli nie Dobro i Szczęście nieskoń­czone – Bóg? Same stworzenia, choć nieme, oświadczają ci, że one tak niedo­skonałe, tak niestałe, ułomne, tak zbyt małe, nie mogą być żadną miarą koń­cem twoim. „Próżność nad próżnościami i wszystko próżność” Koh 1,2 oprócz miłowania Boga i służenia Jemu samemu. – Pytaj serca twojego, a ono ci powie, żeś dla szczęścia stworzony, a szczęścia niezakłóconego, bez granic, wiekuistego, słowem serce ci powie, że dla szczęścia twojego potrzeba ci Boga. – Wreszcie doświadczenie własne ci przypomni, że spokój mieszkał w twoim sercu wówczas, gdyś wiernie służył Bogu swojemu, i że niesmak, próżnia, zgryzoty trapiły twą duszę, gdyś się od służby Bożej oddalał. Tak! uczyniłeś nas dla siebie, o Panie, i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie odpocznie w Tobie (św. Augustyn).

A więc poznać Boga, kochać Go i służyć Mu to mój obowiązek. Powi­nienem… zrozumiej dobrze ten wyraz, duszo moja, oznacza on konieczność. Nie ma konieczności, żebym posiadał majątek, talenty, żebym kosztował ziemskich radości, żebym urząd wysoki piastował… Nie ma konieczności, żebym długim cieszył się życiem… Jedna jest tylko konieczność – osiągnąć swój cel. Jest to także wielkością moją. Nie dla śmiertelnego człowieka jestem stworzony… ani też dla siebie samego… nie dla anioła stworzył mnie Bóg. – Rozumną i nieśmiertelną, a zatem zbyt wielką jestem istotą, aby stworzenie choćby najszlachetniejsze mogło być końcem moim. Cel mój ten sam co i anioła, ten sam co Chrystusa, ten sam co Boga samego. Bóg dlatego istnieje, żeby znał Siebie [i] kochał; ja też istnieję i dlatego jedynie istnieję, abym znał Boga i kochał. – Jest to rzecz pewna, że posiądę Boga w wieczności, jeśli słu­żyć Mu będę w czasie; rzecz to pewna, że skoro ja całkiem oddam się Bogu, Bóg cały odda się mnie: „Jam jest zapłatą twoją zbytnie wielką” Rdz 15. Chwała Boża jest nieodłączna od szczęścia mego. Chodzi tu więc o przezna­czenie, a przeznaczenia tego panem jestem ja sam. O duszo moja, patrz! Z jednej strony stoi przed tobą niebo i niewymowne jego rozkosze, z drugiej piekło z ogniem i rozpaczą; a więc jedno lub drugie stanie się twoim udziałem na wieki stosownie do tego, czy Panu służyć czy też obrażać Go będziesz na ziemi. Wybrać masz sam. „Wzywam świadków dziś nieba i ziemi, żem położył przed was żywot i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Obierajcie tedy żywot… i [byś] miłował Pana, Boga twego, i był posłuszny głosowi Jego i stał przy Nim, bo On jest żywotem twoim” (Pwt 30,19-20).

Żałuj teraz, duszo moja, żeś przez tyle lat zapominała o Bogu, początku i końcu swoim, i mów z Psalmistą: „Boże, Ty znasz głupstwo moje, a występki nie są Tobie tajne” Ps 69. – Wzgardź stworzeniami wszystkimi odtąd i mów: „Którzy się oddalają od Ciebie, zginą, a zatracisz wszyst­kie, które cudzołożą od Ciebie. Ale mnie dobrze jest trwać przy Tobie” Ps 73 – Ukochaj teraz Boga tak, żebyś Go nigdy nie opuścił, bo „cóż ja mam w niebie albo czegom chciał na ziemi oprócz Ciebie? Boże serca mego i części moja, Boże na wieki” Ps 73 . Amen.

3. O celu stworzeń

Oprócz człowieka widzimy na świecie niezliczone mnóstwo innych stwo­rzeń, owszem, te inne stworzenia liczbą, wielkością, ogromem swoim prze­wyższają człowieka niezmiernie – człowiek w porównaniu z ogromem świata całego proszkiem jest tylko. Jakiż tedy cel mają te inne stworzenia? Czy taki jak człowiek? Taki. Albowiem:

  1. stworzenia są jak człowiek od Boga,
  2. należą do Boga – lecz mają cel odmienny od człowieka, gdyż
  3. są one dla Boga za pośrednictwem człowieka,
  4. oddają chwałę Bogu, prowadząc człowieka do Boga.

O tym rozważyć mam teraz, najpierw jednak:

  1. Przedstawię sobie, że Bóg oddaje mi – jak niegdyś Adamowi – raj, świat cały i mówi: „Ze wszystkiego używać możesz”.
  2. Prosić będę o łaskę, bym dobrze poznał cel stworzeń i bym stosownie do tego celu ich używał.

I.
Wszystkie stworzenia mają ten sam początek, co ja: na równi ze mną z nicości wydobyte zostały, a do bytu powołał [je] tenże sam Bóg, lecz jaka różnica między stworzeniem człowieka a istot nierozumnych!

Inne stworzenia zajmowały – jak ja – od wieków myśl Bożą i serce, lecz zajmowały miejsce podrzędne. Bóg mnie umiłował dla Siebie samego, bom na to przeznaczony, abym bezpośrednio Go chwalił. Inne stworzenia umiło­wał Bóg przez wzgląd na człowieka, boć one bezpośrednio człowiekowi słu­żyć muszą, a do Boga odnoszą się z daleka i za pośrednictwem ludzi.

One również otrzymały – jak ja – od Boga istnienie będące wypływem z Jego Boskich doskonałości, ale brak im tego wysokiego zaszczytu, by jak ja były stworzone na obraz i podobieństwo Boże.

Stworzenia zostały powołane do bytu również do przysparzania Bogu chwały, lecz ani Go poznać, ani ukochać nie mogą, brak im bowiem rozumu i serca; posiąść Go nie zdołają – chwalą Go jedynie w sposób najniższy, najniedoskonalszy, chwalą Go przez to, że oddają pożytek sługom Bożym – ludziom! Czyż tu nie należy odezwać się do siebie samego słowami: „Czło­wiecze, poznajże godność twoją” (św. Leon).

II.

Skoro stworzenia mają ten początek co i ja, muszą tedy mieć koniecznie jednego ze mną Pana: Bóg je uczynił, stworzył, więc należą do Boga. A stąd:

Powinienem użytkować ze stworzeń w duchu zawisłości, zgodnie z wolą Pana Boga, nie jako właściciel, rozporządzający wszystkim wedle swej woli, lecz jako szafarz obowiązany zdać ścisły kiedyś rachunek rzeczy­wistemu ich Panu.

– Mam używać tych rzeczy jak żebrak, w duchu wdzięczności. Nie mam do nich prawa sam ze siebie, lecz Bóg, wszechwładny Pan świata, z litości i szczodrobliwości Swojej tych stworzeń mi użycza (świnie, żołędzie – nie patrzą, [skąd pochodzą]).

– Mam też obowiązek użytkowania tych stworzeń w duchu bojaźni, już to dlatego,

że skażona moja natura nieustannie skłania się do nadużywania rzeczy stworzonych, już to [dlatego,] że Pan Bóg surowo karać będzie te nadużycia, obalające wszelki porządek w stworzeniu.

Gdy teraz rzucę okiem na ubiegłe życie moje, jakże się zawstydzić muszę! Ileż to razy w używaniu stworzeń rządziłem się duchem niezawisłości; zdaje się [, że] nigdy nie badałem woli Bożej, jak mam używać tej lub owej rzeczy, ale niemal zawsze szedłem przeciwko tej najświętszej woli! Podobnie i nie­wdzięczności wiele u mnie było! O mój Boże, kiedyż się zdobyłem na podnie­sienie serca ku Tobie, kiedym dziękował Ci za dary? Rządziłem się częstokroć duchem samolubstwa i zmysłowości, szukałem w stworzeniach jeno siebie i własnej uciechy, nie myślałem nawet o Bożej Sprawiedliwości, która nieba­wem zażąda rachunku ode mnie za nadużycia one występne.

Odtąd więc tak się usposobię, bym mógł czytać na wszystkich stworze­niach owe trzy słowa, wyrażające moje względem nich powinności: „Bierz, oddaj, lękaj się. – Bierz dobro, które ci ofiaruję; oddaj memu Stwórcy dzięki należne; lękaj się sądu, jaki cię spotka, jeśli zły ze mnie zrobisz uży­tek” (Ryszard od św. Wiktora).

III.

Stworzenia również – jak ja – mają cel, a tym celem jest chwała Boża; bo Pan Bóg tylko dla swojej chwały może stwarzać. Jednakże są bezrozumne i same przez się odnosić się do Boga nie mogą, a więc nie są stworzone, by bezpośrednio Boga chwaliły – one istnieją na to, by służyć człowiekowi, a człowiek w zamian za ich usługi winien użyczać im swego rozumu i serca, by przez nie Boga czciły, kochały – tak więc ludzie mają odnosić stworzenia do chwały wspólnego Twórcy swojego. Otóż według światła rozumu i wiary taki jest układ stosunków moich z Bogiem i stworzeniem: ja dla Boga ist­nieję, stworzenia zaś dla mnie. Z tego zaś wypływa, żem nie powinienem zakładać celu swego w stworzeniach, jak to robią ludzie, bo bym się stał występnym i nieszczęśliwym bardzo.

Gdybym założył cel swój w stworzeniu, byłbym występnym prze­ciw sobie samemu, bo bym się poniżył, spodlił. Słuchaj, duszo, co mówi św. Augustyn: „Jaką jest miłość człowieka, takim jest on sam. Kochasz ziemię? Ziemią się staniesz. Kochasz Boga? O! jakże wyrzeknę te słowa: – Bogiem będziesz” (In Ep. I. Joan*2\

Byłbym występnym przeciw stworzeniu, bo bym je odwrócił od właści­wego ich końca i gwałt zadał ich naturze. Toteż Apostoł Narodów powiada, że „stworzenia jęczą i boleją”Rz 8,22, bo człowiek posługuje się nimi przeciw Bogu. Św. Bonawentura przedstawia nam stworzenia jakoby wołające o pomstę do Boga przeciw grzesznikom: „Wszystko stworzenie, a każde jak zdoła, przeciw nam powstaje, wołając: «Oto jest ten, co mnie nadużył». I mówi ziemia: «Czemu nosić muszę takiego potwora?». Pyta się woda, czemu naraz udusić go nie może. Powietrze woła, czemu go pozbawić nie może dobrodziejstwa swego. I zapytuje piekło: «Czemu nie wolno już go pochłonąć, by się stał pastwą płomieni niezliczonych?»” {Stim.div.am.8SpA c.7).

Byłbym występnym przeciw Bogu, bo bym popełnił niesprawiedliwość, wydzierając Panu Bogu władzę Jego nad wszystkim i wbrew woli Jego posłu­gując się stworzeniem – Jego własnością. Popełniłbym niejako bałwochwal­stwo, gdyż odebrałbym Bogu pierwiastek hołdów moich i w myśli, i w sercu swoim oddałbym pierwszeństwo stworzeniu przed Stworzycielem. Popełnił­bym bezbożność, targając się niejako na wszystkie przymioty Boskie: targając się na dobroć Jego, bo bym jej nadużył; targając się na mądrość Jego, bo bym pomieszał układ planu Jego; targając się na wszechpotęgę Jego, obracając ją przeciw Niemu samemu {non expresse – sed obscure*6 to się czyni).

Zakładając cel mój w stworzeniu, zgotowałbym sobie nieszczęście i to wieczne; na raz jeden straciłbym wszystko: i Boga, od którego bym się ode­rwał na wieki – i stworzenie, które by mi się stało narzędziem męczarni… Stałbym się nieszczęśliwym w czasie, bo cóż pomogą one do szczęścia mojego. Byt stworzeń tak bardzo ograniczony – jakąż próżnię zostawiłby w sercu moim! Stworzenia są wielce niedoskonałe! Jakże głęboką odrazą przejmują mnie! Stworzenia są znikome. Jakiż żal, ile bojaźni po nich zostaje! Stwo­rzenia, stawszy się celem moim, byłyby wrogami Bożymi – jakaż przepaść zgryzot otworzyłaby się dla serca mego.

(Przykład: O Rolandzie, który dnia jednego wszystkich możliwych roz­koszy ziemskich zażył: muzyki, uczty, zabawy, towarzystwa. Wieczorem czuje w sercu niepokój i próżnię. W nocy idzie do klasztoru dominikanów, prosi o habit. Tu znajduje prawdziwe szczęście w Bogu.) –

IV.

Jestem stworzony na to, abym Boga poznał, ukochał, abym Mu służył i posiadł Go; stworzenia właśnie pomagają mi do tego celu. Albowiem one uczą mnie:

  • Boga poznawać. Układ świata wyjawia mi mądrość Bożą; gwiazdy nie­bieskie mówią o wszechpotędze Jego; „niebiosa rozpowiadają chwałę Bożą” (Ps 19(18),!). Ocean głosi niezmierzoność Jego; strojne kwieciem łąki nasze malują piękność Jego; żyzność pól naszych chwałę oddaje Opatrzności Jego; Dzieło: StimulusDivini Amoris (Pobudka do miłości Boskiej). a nawet istnienie złośnika
  • składa hołd cierpliwości i miłosierdziu Jego: „Boś mnie ucieszył, Panie, w stworzeniu Twoim i będę się radował w uczynkach rąk Twoich. O, jak wielmożne są, Panie, sprawy Twoje; nazbyt głębokie stały się myśli Twoje – bezrozumny nie pozna, a głupi nie zrozumie”. (Ps 92(91),5-6);
  • Boga kochać. Dobroć Boża dała mi stworzenia, miłość Jego służy mi w każdym Stworzeniu; On mi przyświeca jasnością swojego słońca; On mnie karmi owocami tej ziemi; On mnie przyodziewa, okrywając szatami nagość moją: jakaż to mocna pobudka do miłowania Boga, tego Boga, który przez stworzenia mi służy, a służy z taką ścisłością, z taką dobrocią. „Oczy wszystkich nadzieję mają w Tobie, Panie” (Ps 145(144),15). „Wszystkie na Cię czekają, abyś im dał pokarm czasu swego. Gdy im Ty dasz: będą zbierać, gdy otworzysz rękę Swoją, wszystkie się dobrem napełnią” (Ps 104(103),27-28);
  • Służyć Bogu. Uważ, duszo moja, w jaki sposób pełnią one wolę Twórcy swojego. Pełnią z radością wolę Jego najświętszą, mówi Duch Święty: „A gwiazdy dały światłość na strażach swoich i radowały się; zawołano je i rzekły: «Oto jesteśmy», i świeciły Mu z radością, kto je stworzył” (Ba 3,34-35). Pełnią tę wolę z uszanowaniem: „wypuszcza światłość, a idzie: i przyzwał jej, a posłuszną Mu jest ze drżeniem” (Ba 3,33). Pełnią wolę Pana natychmiast: „który kładziesz obłoki wstępem Twoim, który chodzisz na skrzydłach wiatrowych. Który czynisz Anioły Twoje duchy i sługi Twoje ogień palący” (Ps 104(103),3-4).

Pełnią tę wolę z niewzruszoną stałością: „Zrządzeniem Twoim dzień trwa, albowiem Tobie wszystko służy” (Ps 119(118),91). A więc, duszo moja, wszelkie stworzenie służy Bogu, czyliż ty jedna wyłamiesz się spod tej służby, czyliż będziesz najniewierniejszą ze wszystkich sług Jego, choć naj­więcej Mu jesteś winna?

Stworzenia są mi pomocne do osiągnięcia Boga samego, gdyż każde z nich stać się może pobudką dla mnie do jakiej bądź [możliwości działa­nia], a zatem sposobność mi nastręcza do zasłużenia się Panu mojemu. I tak na przykład:

  • Jedne stworzenia są nam potrzebne do życia; przy używaniu ich ćwi­czyć się możemy w oderwaniu się, wstrzemięźliwości.
  • Są inne znowu stworzenia, które znosić musimy, choć się na nie wzdryga natura, na przykład choroba, ubóstwo, upokorzenia; lecz tutaj nasuwa się wiele okazji do praktykowania cierpliwości, pokory, miłości.
  • Inne jeszcze stworzenia z natury już prowadzą do Boga, na przykład łaski, natchnienia, urządzenia w Kościele; tu się nasuwa sposobność do ćwiczenia się w wierze i pobożności.
  • Są wreszcie stworzenia, które mogą mnie oderwać od Boga, a te mi nastręczają sposobność do poświęcenia, do wyrzeczenia się siebie.
  • Jakże było w dotychczasowym życiu moim? Czym tak rozumiał stosu­nek mój do stworzeń i do Boga? Czy tak się rządziłem, używając ich?

***

Zrozumiawszy cel stworzeń i swój, powinienem za te [ofiarowane mi] bezrozumne stworzenia oddawać chwałę Bogu. Stąd Duch Święty do mnie raczej się odzywa, gdy mówi: „Błogosławcie wszystkie sprawy Pańskie Panu” (Dn 3,57).

Zrozumiawszy ten cel stworzeń, przejmij się żalem, żeś dotychczas w stworzeniu szukał szczęścia i ukojenia swego, bo przecież to „marność nad marnościami i wszystko marność. Widziałem wszystko, co się dzieje pod słońcem: a oto wszystko marność i utrapienie ducha” (Koh 1,2.14).

Odtąd już do Boga samego się przywiążę. „Któż tedy nas odłączy od miłości Chrystusowej? Utrapienie? czy ucisk? czy głód? czy nagość? czy niebezpieczeństwo? czy prześladowanie? czy miecz? Pewien jestem, iż ani śmierć, ani żywot… ani inne stworzenie nie będzie nas mogło odłączyć od miłości Bożej” (Rz 8,35.38-39). Amen.

    1. O świętej obojętności dla stworzeń

Wszystkie stworzenia na to Bóg nam oddał, żeby one nas doprowadziły do celu naszego; czemu się więc dzieje [tak], że one nas tak często od Boga odrywają, że one już dla wielu ludzi stały się narzędziem zatracenia wiecz­nego? Cóż to jest, że stworzenie Boże – jak czytamy w Księdze Mądrości (Mdr 14,11) – „ku nienawiści jest uczynione i ku pokusie duszom ludzkim i ku samołówce nóg ludzi głupich?”  Jest to

skutek nierządnej skłonności mojej do stworzeń. Spodlona grzechem pierworodnym natura ludzka ściga i goni te stworzenia, które jej schlebiają, te zaś odpycha, które jej skażonym namiętnościom się sprzeciwiają. Rozmyślanie ma na celu sprostować nie- porządne skłonności i wstręty nasze, a ustalić nas w doskonałej obojętności. Obojętnymi mamy [być]:

  1. ze względu na Boga,
  2. ze względu na nas samych, a obojętność święta na tym zależy, abyśmy dobrowolnie, rozmyślnie ani szukali, ani też odpychali rzeczy stworzonych przez wzgląd na nie same, ale jedynie ze względu na to, czy one nas do Pana Boga zbliżają czy też odwodzą od Niego.

Aby się przejąć tą obojętnością:

  1. Przedstawię sobie Pana Jezusa, który wskazuje na świat cały z jego bogactwami i uciechami i [to,] jak się odzywa do mnie: „Cóż ci pomoże, choćbyś cały świat zyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?” zob. Mt 16,26.
  2. Proś Go o łaskę, byś poznał zasady świętej obojętności i abyś nimi zawsze się kierował względem stworzeń wszystkich.
  3. Obojętnymi mamy być dla stworzeń, bo tego wymaga najwyższa władza Pana Boga. Czyż to nie prawda, że ja należę do Boga i że Bóg ma nade mną władzę, zupełną, powszechną? Pan Bóg również naznaczył mi cel właściwy i chce, żebym doń zmierzał. Tymczasem bez owej świętej obojętności nie zmierzam należycie do swego celu, sprzeciwiam się woli Bożej i spod Jego władzy się wyłamuję – rozporządzam uczuciem swoim nie według woli Jego najczcigodniejszej, ale wedle własnej. Miejsce, obowiązki są różne (i ludzie nieraz proponują mi to lub owo) – lecz Bóg jedno mi wyznacza, a ja tymcza­sem, idąc za swą skłonnością, wybieram sobie inne. Siebie samego uważam za sędziego swego i właściciela? I nie targam się w ten [sposób] na prawa Boga Wszechwładnego ?

Najwyższa doskonałość Boga domaga się tej obojętności. Bóg jest tak doskonały i tak bardzo miłości godzien, że Go miłować należy nade wszystko, a wszystkie inne stworzenia [kochać] tylko dla Niego samego – tak mówi wiara, tak każę rozum. Otóż nie mając tej świętej obojętności, w jaki sposób będę kochał [Boga] ? A jak umiłuję stworzenia? Stworzenia umiłuję tylko dla nich, dla rozkoszy, którą mi sprawiają, a może nawet przeniosę je nad Boga? Czyż nie takiego bezprawia dopuściłem się w życiu? I właśnie ów brak świętej obojętności osłabiał lub nawet wyniszczał miłość w mym sercu.

Opatrzność Boża wymaga również tej obojętności. Bóg nie tylko stwo­rzył mnie, ale nadto Swą ojcowską, cudowną Opatrznością kieruje i prowadzi mnie ku celowi memu. Skoro tedy jestem w ręku tej Opatrzności nieskończe­nie dobrej, mądrej, potężnej, jakże mogę się lękać, aby ta Boża Opatrzność nie chciała lub nie umiała, lub nie mogła mnie udarować dobrem najwyższym? A właśnie, nie mając obojętności względem stworzeń, okazuję ów lęk, zakło­potanie, łamiąc w ten sposób szyki Opatrzności Boskiej. – Odtąd jeśli mnie Bóg pozbawi zdrowia, dobrej sławy, majątku, ziemskich radości… nie będę się trapił. – Gdy mnie doświadczy chorobą, ubóstwem, troskami… przyjmę to chętnie z ręki Jego, nie będę jak dotąd lada fraszką się smucił. – Odtąd głębo­kie żywić będę przekonanie, że droga ziemskich powodzeń przywiodłaby duszę moją do zatracenia wiecznego i że droga utrapień bezpiecznie wiedzie do szczę­ścia wiecznego! Odtąd już nie chcę zbaczać z wyznaczonej mi drogi, nie chcę iść za samowolą moją, nie chcę obrażać świętej Opatrzności Boga!

Obojętność względem stworzeń jest mi potrzebna do ustalenia się w cnocie. Cnota, gruntownie biorąc, nie jest niczym innym, jak duchem poświęcenia, duchem ofiary; jest to zaparcie się siebie. Treścią chrześcijań­skiej świętości są następujące słowa Zbawiciela: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień i niech idzie za Mną” (Łk 9,23). Gdy zaś we mnie nie ma obojętności względem stworzeń, lecz różne przywiązania, wstręty, czy może być we mnie duch poświęcenia? A gdzie nie ma ducha poświęcenia, tam nie ma cnoty albo znajduje się tylko cnota naturalna, bez żadnej dla nieba zasługi.

Owa obojętność jest mi potrzebna do ustalenia spokoju w sercu. Gdzie nie ma świętej obojętności, ileż tam bojaźni, ile niesmaku, ile zgryzot! Natomiast jakim bezpieczeństwem cieszy się dusza, w której rozgościła się święta obojętność! „Pan mnie rządzi, a na niczym mi schodzić nie będzie” (Ps 23(22),1) – mówi taka dusza. „Pan oświeceniem moim i zbawieniem moim, kogoż się będę bał? Pan obrońcą żywota mego, kogóż się będę lękał?”Ps 27(26), 1.Dusza świętą obojętnością przejęta czuje radość nawet wśród utra­pień najcięższych: „Nader obfituję weselem w każdym utrapieniu naszym”(2Kor 7,4).  Owa święta obojętność daje sercu pełność pokoju. „Obyżeś był pilen przykazań moich, stałby się był pokój twój jako rzeka, a sprawiedli­wość twoja jako wały morskie” (Iz 48,18). 

Obojętność owa jest potrzebna do osiągnięcia zbawienia wiecz­nego. O, jak liczne niebezpieczeństwa otaczają cię, duszo moja! – Nie­bezpieczeństwa ze strony świata (nęcące towarzystwa, nowe poglądy); ze strony szatana (gwałtowne napaści); niebezpieczeństwa wewnątrz ciebie: w twej wyobraźni, w sercu, we wspomnieniach, w zmysłach; niebezpieczeń­stwo wewnątrz ciebie w przyjaźniach, interesach, zabawach, w urzędach, w odosobnieniu, w zgromadzeniach światowych! Przelęknij się tedy i zawo­łaj: „Panie! kiedyż wejrzysz? Przywróć duszę moją od złości ich, ode lwów jedynaczkę moją” (Ps 35(34),17)[1]. A niebezpieczeństwa te wszystkie sku­piają się w jednym, o duszo, w nadużywaniu stworzeń. Chwyć się tylko zło­tej obojętności, a pierzchną niebezpieczeństwa wszystkie i pewnym prawie będziesz zbawienia swego. Naśladuj glinę, która w ręku garncarza przybiera­jąc wszystkie, jakie on chce, kształty, nie woła:„Czemuż to czynisz ze mnie naczynie ku zelżywości, nie zaś ku chwale?”Iz 45,9.

Postąp wyżej, naśladując aniołów, którzy z taką uległością, z takim pokojem stoją przy Tronie Najwyższego i śpiewają Mu odwieczne: „Święty, Święty, Święty!”; patrz, jak pełnią poselstwo swoje z równą gotowością przy nieznanym śmiertelniku, prowadząc go drogą doczesnego żywota.

Postąp wyżej, naśladując Chrystusa Pana, którego pokarmem i żywotem na ziemi była jeno wola Tego, który Go posłał. „Moim pokarmem jest, abym czynił wolę Tego, który mnie posłał, abym wykonał sprawę Jego” (J 4,34).

***

Z rozważania musisz koniecznie przejść w praktykę i w życiu powinieneś okazać świętą obojętność.

Więc najpierw w używaniu stworzeń to tylko ceń i pragnij, co do Boga prowadzi; reszta jest bez pożytku dla chwały Bożej i zbawienia mojego (zaję­cia niepotrzebne).

Używając stworzeń, przejąć się mi trzeba mocnym postanowieniem uni­kania tego wszystkiego, czego Bóg zakazuje, to jest grzechu śmiertelnego, powszedniego i okazji do grzechu wiodących. „Lękaj się Pana Boga i zacho­wuj przykazania Jego – mówi św. Bernard – bo w tym jest człowiek cały”[1]. – Inaczej, jakiekolwiek miałby zalety, niczym będzie w samej istocie.

W używaniu stworzeń obojętnych, to jest takich, które bezpośrednio ani nas zbliżają do Pana Boga, ani oddalają od Niego, należy porzucić swoją względem nich obojętność wówczas, gdy się okaże w tym wola Boża (prze­łożonych) albo upodobanie Jego najświętsze (natchnienia łaski).

Rzuć się teraz do stóp P[ana] Jezusa i mów: „Nie chcę świata ni jego dóbr, uciech i zaszczytów, lecz tylko Ciebie, Panie Jezu, pragnę posiadać na wieki”. Amen.

5. Grzech zbuntowanych aniołów

Co [to] jest, co nas najbardziej od Boga, od celu naszego odciąga, owszem, co dąży w kierunku wprost przeciwnym? Grzech. Jeżeli tedy chcemy dojść do celu naszego, jeżeli nie chcemy zboczyć, musimy wielki a wytrwały opór stawić grzechowi, musimy grzechem się brzydzić ze wszech miar jako największym złem. Lecz jakże przejmiemy się tym wstrętem, jeśli nie rozważaniem o złości jego?

Chcąc jednakowoż dobrze poznać złość i szkaradę grzechu, potrzeba patrzeć, jak ten grzech wygląda u innych. Z grzechem bowiem rzecz się ma tak, jak z plamą na twarzy. Plamę taką dostrzegamy na innych, na sobie zaś dopiero przy pomocy zwierciadła.

Lecz kogo postawimy przed oczy swej duszy, aby zbadać grzech i straszne skutki jego? Tych, na których te skutki najwyraźniej i najstraszliwiej zarazem się odbiły, to jest zbuntowanych aniołów. W tym celu rozważymy:

  1. ich stan wzniosły przed grzechem,
  2. ich grzech,
  3. karę za grzech wymierzoną.

Aby tym żywiej przejąć się tymi prawdami:

  1. Postawię sobie przed oczy najpierw płomienie głębokich piekieł i obaczę, jakie [się] tam mnóstwo niezliczone znajduje zbuntowanych aniołów.
  2. Na widok tych ofiar grzechu będę prosił Boga o łaskę wstydu i skruchy. Aniołowie raz jeden tylko zgrzeszyli, a ja iluż to grzechów się dopuściłem? Prosić też będę o łaskę unikania każdego grzechu w przyszłości.

I.

Rozważ najpierw wyższość stanu owych aniołów: są to duchy czyste, wolne od więzów śmiertelnego ciała, są to żywe obrazy Bożych doskonałości, są to pierwociny

i arcydzieło stworzenia, jak mówi Job (Hi 40,19): „początek dróg Bożych”. Jak wspaniałe były to stworzenia, wszak one pierwsze wyszły z ręki Bożej. A jak artysta, rzemieślnik, pierwsze dzieło stara się wykonać jak najdoskonalej, tak i Bóg w stworzeniu aniołów użył niezmiernych bogactw wszechmocy swojej, by przez to okazać chwałę i majestat nieskończony.

Rozum tychże aniołów jaki! Jakaż tam znajomość Boga, stworzeń i god­ności swej własnej! Jaka rozległa i głęboka wiedza.

Ich wola. Jaka niewinność! Jaka prawość! Skłonni są do dobrego, serce ich z natury wznosi się ku Bogu, który szczęśliwością najwyższą.

Miejsce pobytu. Mieszkają w niebie. Wprawdzie nie oglądają jeszcze Boga twarzą w twarz, ale tym żyją, że o Nim myślą i Jego kochają. Niebo to „samo miasto złote czyste podobne szkłu czystemu”, jak opisuje Księga Objawienia (Ap 21,19-24). „A fundamenty miasta, ozdobione wszelakim drogim kamieniem… A dwanaście bram są dwanaście pereł… A miasto nie potrzebuje słońca ani księżyca, aby świeciły w nim, albowiem jasność Boża oświeciła je”.

Przeznaczenie ich przyszłe jakie wspaniałe! Kilka chwil doświadczenia, a potem oglądać Boga bez żadnej zasłony, stać wiekuiście przed Jego tronem, upajać się szczęściem widzenia, posiadania Go, miłowania całą potęgą swojej istoty. „Będą upojeni hojnością domu Twego i strumieniem rozkoszy napo­isz ich” (Ps 36(35),9).

Główny ich wódz, Lucyfer, to książę zastępów niebieskich. Doskonało­ści jego opisuje Duch Święty przez Ezechiela proroka (Ez 28,13-15): „Tyś pieczęć podobieństwa, pełen mądrości i doskonałej piękności… wszelaki kamień drogi przykrycie twoje… złoto dzieło ozdoby twojej… postanowi­łem cię na górze świętej Bożej, w pośrodku kamieni ognistych chodziłeś… Doskonały w drogach twoich od dnia stworzenia twego, aż się nalazła nie­prawość w tobie”. Mój Boże! i mogły być dary wspanialsze nad te, jakimi obsypałeś tych duchów wzniosłych? Czyż im na czym zbywało? Oto nie­stety na wierności tylko Tobie!

II.

Te duchy tak czyste miały wolną wolę. Bóg dał im ją, aby zasłużyli się; oni tej woli nadużywając, zgubili się. Według św. Bonawentury i innych doktorów Kościoła, duchy te olśniły się własnymi doskonałościami swoimi, a występne upodobanie w sobie i szalona miłość do siebie grzechem im się stała. – Św. Tomasz mówi, że P[an] Bóg, objawiwszy im przyszłą wielkość Słowa Wcielonego, czyli Chrystusa, nakazał im wielbić owego Boga-Człowieka, oni zaś oparli się rozkazowi Bożemu i w tym leży ich zbrodnia. Lucyfer pierw­szy podniósł sztandar rokoszu, począł współzawodniczyć z Panem, ciągnąc za sobą trzecią część duchów. Mówił w sercu swoim: „Wstąpię na niebo, nad gwiazdy Boże wywyższę stolicę moją: usiądę na górze testamentu, na stronach północnych… Wstąpię na wysokość obłoków, będę podobny Najwyższemu”  (Iz 14,13-14).

Rozważ dobrze wszystkie okoliczności tego grzechu, abyś poznał tym dokładniej całą złość jego.

Oto był to najpierw grzech buntu przeciw Bogu. „Od wieku złamałeś jarzmo Moje – wyrzuca Bóg złemu duchowi u Jeremiasza proroka (Jr 2,20) – rozerwałeś związki Moje i mówiłeś: «Nie będę służył»”. Czyż to piętno buntu nie leży na wszystkich grzechach twoich? Czymże są rzeczywiście, jeśli nie wypowiadaniem Bogu posłuszeństwa?

Grzech ów tym większy, że popełniony w niebie. „Byłeś w rozkoszach raju i zgrzeszyłeś” – mówi prorok (Ez 28,13-16). A ty, osadzony w ziemi świętych, w niebie ziemskim, ileś razy zgrzeszył?

Był to grzech popełniony przy wielkiej światłości. „Pełen mądrości i doskonałej piękności… zgrzeszyłeś” (Ez 28,12-16). I tobie żywe światło wiary przyświeca, a ty wśród światła wiary grzęźniesz w grzechu.

Był to grzech popełniony po otrzymaniu nieskończonych dobro­dziejstw od szczodrobliwości Bożej. „Tyś pieczęć podobieństwa… i zgrze­szyłeś” {Ib[idem]}. I ty, obsypany darami natury i łaski, zgrzeszyłeś. Tyś obra­ził Dobroczyńcę twego, nadużywając Jego dobrodziejstw.

Był to wreszcie grzech zgorszenia. „Oto smok wielki – mówi Jan św. (Ap 12,3-4) – a ogon jego ciągnął trzecią część gwiazd niebieskich”. Ileż to dusz i ty do grzechu przywiodłeś ? Policz to wszystko.

III.

Przerwy między zbrodnią a karą nie było: Sprawiedliwość Boża uderzyła na nich jakby piorun. „Widziałem szatana niby błyskawicę z nieba spa­dającą” (Łk 10,18). Strąceni więc na dno piekła duchy niebieskie pokutują na wieki w niegasnących płomieniach za zbrodnię tylko chwilową: „I pod­niosło się serce twe w piękności… na ziemię porzuciłem cię… splugawileś poświęcenie twoje, tak wywiodę ogień z pośrodku ciebie, który cię pożre… wszyscy, którzy cię ujrzą między narody, zdumieją się nad tobą: w niwecz [zostałeś] obrócony, a nie będzie cię na wieki” (Ez 28,17-19).

Cóż za okropna zmiana w całej naturze: anioł piękny stał się szkarad­nym szatanem; w umyśle nie pozostało nic oprócz marzeń o zbrodni; w woli jedynie upodobanie i skłonność do złego! Miejscem ich pobytu pałace pie­kielne; całym ich posłannictwem, całym zatrudnieniem dręczenie albo gor­szenie dusz ludzkich; ich przeznaczeniem, końcem, wiekuiste a najstrasz­liwsze nieszczęście! O, upadku duszę przerażający! „Jako żeś spadł z nieba, Lucyferze” (Iz 14,12). O duszo moja, zadrżyj, spoglądając na siebie. Jeśli bowiem z aniołem Pan postąpił tak srodze, cóż tedy człowiekowi uczyni? „Zawyj jodło, bo upad! cedr, iż wielmożni są spustoszeni” (Za 11,2).

Zastanów się chwilkę nad ową straszną zemstą Pańską. Oto sprawie­dliwość Jego bynajmniej [nie ze względu] na to, iż liczba przestępców ogromna; a zatem nie ubezpieczaj się liczbą grzeszników, popełniających te same występki, co ty. – Sprawiedliwość Boża nie ma względu na god­ność ani na wyższość ofiar: więc nie ubezpieczaj się godnością, stanowi­skiem, jakie zajmujesz w Kościele lub na świecie. – Sprawiedliwość Jego nie zważa [na to], iż aniołowie żałujący przestępstwa swego, a do łaski i służby Jego przywróceni mogliby wiele przysporzyć Mu chwały; nie ufaj więc i ty zdolnościom, zasługom swoim, jakie mogłeś kiedy położyć w Kościele

Chrystusowym. – Sprawiedliwość Jego nie zważa na miejsce, jakie zajmo­wali dotąd aniołowie w miłości Jego i sercu; nie rachuj tedy na przeszłe miłosierdzie Pana twojego. – Sprawiedliwość Jego uderza bez litości, a cho­dzi tu o grzech pierwszy aniołów, o grzech jeden jedyny! Cóż czeka mnie, który mogę, a nawet powinienem wołać z prorokiem: „Nieprawości moje przewyższyły głowę moją” (Ps 38,5)?

***

Przejąwszy się głęboką pokorą, wstydem i żalem serdecznym, padnij do stóp Ukrzyżowanego Zbawcy i powiedz Mu razem ze świętym i znakomi­tym Doktorem Kościoła, Bonawenturą: „Panie, Tyś na mnie wyraził obraz swój przenajdroższy, a jam go zmazał i przyjął na się ohydne wyobrażenie szatana i otom szpetniejszy od Lucyfera samego. Jeszcze się nigdy nie była okazała zemsta Twoja, kiedy pycha skaziła piękność anioła; ja widziałem karę jego, a przykazaniem Twoim wzgardziłem. Raz tylko jeden umieściłeś go w sprawiedliwości; mnie zaś usprawiedliwiałeś tylekroć… On się zbunto­wał przeciw temu, który go stworzył raz jeden, ja nie ustaję podnosić hardo czoła przeciw temu, który po dwakroć dał mi istnienie. Szatan, utrwalony w złości swojej, jęczy pod wyrokiem zatracenia wiekuistego, ja zaś, grzesz­nik niepoprawny, uciekam przed miłosierdziem Boga mnie wołającego. On porzucił Boga, a Bóg tę ucieczkę dopuścił; ja zaś się oddalam od Pana mojego, a sam Pan mnie szuka. I chociaż myśmy obaj przeciw Bogu zgrze­szyli, on jednak zgrzeszył przeciw Bogu, który do jego stworzenia nic nie dodał; ja zgrzeszyłem przeciw Bogu, który jeszcze śmierć poniósł dla mego odkupienia” { De 4. mente Exercit.iw).

O Boże, uznaję złość moją. Ale jeśli mi tyle razy darowałeś, daruj raz jesz­cze, a nigdy do grzechów swoich nie wrócę. Amen.

6.   Grzech ukarany w Adamie

Ażeby lepiej poznać złość grzechu i straszne skutki jego, rozważ upadek Adama i karę za to przestępstwo. Może więcej to podziała na ciebie, bo bli­żej cię obchodzi pierwszy twój rodzic niż anioł zbuntowany, bo sam nawet tę karę za grzech Adamowy na sobie odczuwasz.

104 Św. Bonawentura, Soliloquium de quattuor mentalibus exercitiis.

Rozważ tedy:

  1. stan wzniosły pierwszego człowieka przed grzechem,
  2. grzech Adama,
  3. karę wymierzoną Adamowi.

Najpierw jednak:

  1. Przedstaw Adama, który przez anioła mieczem ognistym z raju wygnany, nie wie, gdzie ukryć hańbę swoją i zgryzoty sumienia.
  2. Proś Boga o łaskę, abyś przejął się lękiem i wstrętem do grzechu.

Rozważając stan Adama przed grzechem, uderzy cię najpierw wyższość jego nad inne stworzenia. Adama Bóg nie wydobył jednym słowem – jak inne twory – z nicości, gdzie tylko „rzekł, a uczynione są” (Ps 148,5). Tu trzy Osoby Boskie Trójcy Przenajświętszej] jakby obradowały, mówiąc: „Uczyńmy człowieka” (Rdz 1,26). Bó gdaje mu duszę na podobieństwo swoje: „I stworzył Bóg człowieka na wyobrażenie swoje” (Rdz 1,27). Ciało jego kształci swoją prawicą i ożywia go tchnieniem łona swojego. „Utworzył Pan Bóg człowieka z mułu ziemi i natchnął w oblicze jego dech żywota” (Rdz 2,7).

Przypatrz się dalej szczęściu i chwale stanu jego, uważ na światło w umy­śle rozlane. „Stworzył w nim umiejętność duszną” (Syr 17,6), czego brak innym tworom [na] ziemi. Serce jego niewinne było, albowiem Pan „napeł­nił rozumem serce jego” (Ibid[em]). Uważ, jaką ma władzę nad namiętno­ściami swymi, nad zmysłami ciała, tak iż słusznie pyta św. Bernard: „Na czym zbywało temu, którego strzegło miłosierdzie, którego nauczała prawda sama, którym rządziła sprawiedliwość, którego na ręku nosił Bóg pokoju?”.

Tak uposażonego hojnie pierwszego człowieka umieszcza Bóg wpo­śród rozkoszy raju ziemskiego. „Posadził go w raju rozkoszy” – mówi Pismo (Rdz 2,15). I wyniósł go na króla całej natury. „Dał mu moc nad tymi rzeczami, które są na ziemi; położył strach jego nade wszystkim cia­łem” (Syr 17.3-4).

Uważ na jego obcowanie z Bogiem. Pan raczył zawrzeć z nim przymie­rze… co za zaszczyt! Sam objawiał mu wielkość Swoją, sam dawał rozkazy; cieszył się Adam słuchaniem głosu Bożego. „Uczynił z nim przymierze wieczne… I wielmożność chwały Jego widziało oko ich, a uszy ich słyszały cześć głosu Jego” (Syr 17,12-13).

Jak wreszcie wspaniałe przeznaczenie człowieka! Po kilku latach naj­szczęśliwszego w raju ziemskim żywota miał się cieszyć wiekuiście ogląda­niem i posiadaniem Boga swojego.

O Boże, jak wzniosłą istotą był człowiek we dniach niewinności swojej! „Uczyniłeś go mało co mniejszym od aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go” (Ps 8,6). O, czemuż się nie poznał na swojej wielkości! „Człowiek, gdy we czci był, nie rozumiał: przyrównan jest bydlętom nierozumnym i stał się im podobny” (Ps 49(48),21).

II.  Bóg zabronił był Adamowi pożywać owocu z drzewa poznania dobrego i złego; posłuszeństwa zażądał od pierwszego człowieka jako hołdu należ­nego najwyższej Jego władzy, a zażądał pod karą śmierci: „Z drzewa wia­domości dobrego i złego nie jedz, bo którego dnia będziesz jadł z niego, śmiercią umrzesz” (Rdz 2,17). Adam jednak rozkaz przestąpił, bo skuszona przez węża Ewa skusiła go. Przez zgubne pobłażanie Ewie stał się prze- niewiercą. „Ujrzała tedy niewiasta, że drzewo było dobre ku jedzeniu i piękne oczom, i na wejrzeniu rozkoszne i wzięła z owocu jego, i jadła, i dała mężowi swemu, który jadł” (Rdz 3,6).

Uważaj bacznie na historię upadku grzechu pierwszego, a w cechach upadku Adama poznaj historię wszystkich upadków twoich.

Przypatrz się najpierw wielkiej nieroztropności. Ewa nadstawia ucha na zdradzieckie podszepty szatana. Adam słucha Ewy i bez najmniejszej racji daje się namówić. A gdzież leży początek upadków twoich? Czy nie w poku­sach, których nieroztropnie słuchasz?

W upadku Adama nie mniej przebija zmysłowość. Piękność, pozorna słodycz zakazanego owocu skusiła pierwszych rodziców naszych. Spostrze­gli, że drzewo było dobre ku jedzeniu i piękne dla oczu. Rozważ, czy i twoje grzechy nie pochodzą najczęściej ze zmysłowości.

Poznaj dalej nikczemność grzechu Adamowego. On, obdarzony poję­ciem tak pełnym niebieskiego światła, taką prawością, takim błogim uspo­sobieniem serca, tak prostym i delikatnym sumieniem, mógłby z łatwo­ścią pozostać wiernym Bogu swojemu. Ty zaś ukształtowany religią świętą, wychowany jako chrześcijanin, ileż to środków znaleźć mogłeś przeciw grze­chowi w wierze swojej? W sumieniu? W sercu, gdzie łaska Boża zrodziła była tyle świętych skłonności?

W grzechu Adama widać pogardę Boga. Nic go bowiem powstrzymać nie mogło: ani dobroć Boga, który obsypywał go dobrodziejstwami, ani powaga Boga, którego prawa głosił donośnie sam rozum, ani Sprawiedli­wość Boża, której groźby tak były przerażające, a tak wyraźne. Zwróć się myślą ku sofcie. Popełniając grzech, czy[ś] zważał na dobrodziejstwa Boże, na prawa, na groźby Pana?

Wielkie też zaślepienie spostrzegasz u pierwszych rodziców twoich. Wie­rzą oni słowom kusiciela, a wiary nie dają temu, co wyrzekl Bóg. Zawierzyw­szy czartowi, nabierają pewności, że śmiercią nie umrą, lecz staną się jako bogowie. „Byśmy snadź [nie] pomarli… Będziecie jako bogowie” (Rdz 3,3-5), aż w chwili grzechu otwierają się ich oczy… ,,[z]jadł… i otworzyły się oczy obojga” (Rdz 3,7). Nie jest to istny obraz zaślepienia twego? Gdy na ciebie pokusa natarła, czy wówczas przez bezrozumne przypuszczania o Bożej Sprawiedliwości, o Bożym miłosierdziu, nie wysilałeś się na łudzenie siebie samego ? Czyś nie wmawiał w siebie, że grzech zbyt małą jest rzeczą, a Bóg zbyt dobrym, by chciał za to karać ? Dopiero po spełnieniu grzechu zaślepie­nie ustępuje, człowiek przychodzi do rozumu. I otworzyły się oczy.

III.  Rozważ teraz przerażający wyrok Boga na występnego Adama: „Ponie­waż jadłeś z owocu zakazanego, przeklęta będzie ziemia w dziele twoim… ciernie i osty rodzić ci będzie; w pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż się wrócisz [do ziemi], z której jesteś wzięty; boś jest proch i w proch się obrócisz” (Rdz 3,17-19).

Pewien książę niemiecki, chcąc obudzić w swym synu wielką odrazę do wojny, polecił malarzowi, by przedstawiwszy rozliczne wypadki najzacieklej- szej walki, napisał u spodu obrazu te słowa: Owoce wojny. Naśladuj tego księ­cia, ty, który w tej chwili rozważasz upadek praojca naszego. Ułóż w myśli swojej obraz nieszczęść wszystkich, co po tym nastąpiły upadku, i rzeknij do siebie: „Oto skutki grzechu.Fructuspeccati’xw.

Przypatrz się duszy Adama, ogołoconej z łaski i pierwotnej sprawiedli­wości, a grzechem szkaradnie zeszpeconej. Oto skutki grzechu.

Przypatrz się władzom jego wewnętrznym zranionym śmiertelnie: rozu­mowi, który został rzucony na pastwę zwątpienia, niewiadomości[1], błędu… sercu jego, które już nie czuje skłonności do dobrego, które stało się igraszką tysiącznych namiętności… sumieniu, które utraciwszy pokój, stało się ofiarą ciężkiej zgryzoty… Oto skutki grzechu.

Patrz na zmiany zaszłe w naturze, gwałtowne niepogody, zajadłość zwie­rząt, nieurodzajność ziemi, która z siebie rodzi jedno chwast i ciernie. Oto są skutki grzechu!

Rozważ udręczenie Adama… Praca w pocie czoła codzienna, boleści towarzyszące chorobom i dolegliwościom… ciężkie jego strapienie po śmierci niewinnego Abla… wspomnij na wszystkie utrapienia ducha jego i serca. A po dziewięćsetletniej pokucie owa ciężka próba rozstania się duszy z cia­łem, czyli śmierć. Oto skutki grzechu.

Uważ na gniew P[ana] Boga, który za pierwsze wykroczenie pomścił się na całym potomstwie Adama… przedstaw sobie nieszczęścia wszystkich ludzi po wszystkie wieki… patrz na zarazy, wojny, klęski, śmierć gwałtowną, łzy wylane, zbrodnie popełnione, patrz na niemowlęta pozbawione na zawsze widzenia Boga, patrz na niezliczone mnóstwo dusz wrzuconych do piekła. Oto skutki jednego tylko grzechu.

W końcu zwróć się do samego siebie, porównując grzech Adama z grze­chami twymi własnymi – ze strony Adama staje grzech jeden, grzech popeł­niony przed Wcieleniem, popełniony wówczas, gdy on jeszcze nie doświad­czył Boskiej Sprawiedliwości, a nade wszystko grzech, za który w tejże chwili się kruszy i czyni zań pokutę przez dziewięćset lat. Lecz z twojej strony jak mno­gie przedstawiają się grzechy; grzechy, któreś popełnił, mając naturę uświęconą przez Jezusa Chrystusa, grzechy, które popełniłeś wobec krzyża i piekła, grze­chy, za które może wcale nie czyniłeś pokuty, może grzechy, za które żal czujesz nader słaby w sercu. O Boże! cóż mi gotuje sprawiedliwość Twoja?

Jakżeż lękać się muszę tej sprawiedliwości! „Bo któż wie możność gniewu Twego i gniew Twój policzy?” (Ps 90(89),11)

Lękać się muszę i wstydzić zarazem z powodu licznych brzydkich grze­chów. „Cały dzień wstyd mój przede mną jest, a zawstydzenie oblicza mego okryło mnie” (Ps 44(43),16).

I kruszyć się powinienem, i łzy żalu wylewać, że „nie masz zdrowia w ciele moim od oblicza gniewu Twego: nie masz pokoju kościom moim od oblicza grzechów moich” (Ps 38(37),4)

A czując nędzę swoją, błagać będę Boga o miłosierdzie: „Zmiłuj się nade mną, Boże, według wielkiego miłosierdzia Twego” (Ps 51,3).

7. Kara za grzech osobisty

Zdawałoby się, że po upadku Adama i po strasznych karach, które Bóg na niego i na potomstwo jego zesłał, nikt już nie odważy się na grzech. Tym­czasem ludzie w zaślepieniu swojem nieustannie grzeszą. I Bóg miłosierny, zmuszony użyć karzącej sprawiedliwości, wymierza pokutę straszną, wieczną w piekle – niekiedy za jeden grzech śmiertelny. Tak, za jeden! Sw. Grzegorz Wfielki] opowiada, że pewien kilkuletni chłopiec, nauczywszy się od ojca swego przekleństwa, z upodobaniem powtarzał te słowa ohydne. Ale że już miał używanie rozumu, słusznie Bóg go ukarał chorobą ciężką, a gdy już miał umierać, ujrzał szatanów, którzy przyszli po duszę jego. Straszny wypa­dek! – Ależ czy to jeden tylko taki? – Może cię nie dość przejęły straszne skutki upadku Adama, rozważ więc karę grzechu osobistego u dzisiejszych ludzi, którzy teraz schodzą ze świata i schodzą do piekła.

Rozważ tedy:

  • czym była taka dusza przed grzechem;
  • czym byłaby, gdyby Bóg dał jej czas do pokuty,
  • co się stało z nią po dokonanym grzechu,
  • że Bóg tak surowo z nią postąpił,
  • zwróć uwagę na siebie.

Przedtem jednak:

I. Wyobraź sobie płomieniste przepaści piekła, w których gore tysiące dusz potępionych.

II.  Proś Boga o łaskę przerażenia się karą grzechu oraz o siłę potrzebną do unikania grzechu.

I. Uważ, iż w tej właśnie chwili, kiedy ty tutaj na ziemi rozmyślasz o szkaradzie grzechu, na dnie piekła może jęczy dusza, którą Pan Bóg potępił na wieki za jeden jedyny grzech śmiertelny.

Dusza ta może przez długie lata mniejsze odbierała łaski niż ty, który w tej chwili jej nieszczęście rozważasz, a jednak w cnocie długo trwała… lata swoje dziecinne uświęciła pobożnością i niewinnością, wiek jej młodzieńczy mimo namiętności ognistych pokus w świętej przeminął czystości. Niewin­ność otrzymaną na chrzcie świętym zachowała do nieszczęsnej owej chwili, która była świadkiem jej upadku, a zarazem śmierci i potępienia… Ona dłu­gie lata żyła w świętej z Bogiem przyjaźni, święte może wykonywała cnoty, dając z siebie znakomite przykłady. Może obdarowana była duchem modli­twy – duchem pokuty, duchem żarliwości (może wielu ludzi nawróciła), może cieszyła [się] darem wysokiej kontemplacji, być może posiadała dar czynienia cudów, jak Judasz przed zbrodnią swoją. Policz, ile tam było cnót, ile zwycięstw, ile poświęcenia, ile musiało być zasług w takim życiu, a przeto jak znakomite prawo miała owa dusza do chwały wiecznej… Czemu jesteś porównany do tej duszy? Z jej cnotami porównaj występki twoje… skażenie serca porównaj z jej niewinnością… swoją zmysłowość z jej życiem pokut­nym, rozproszenie swoje i zapomnienie o Bogu z jej ustawiczną modlitwą itd. A jednak ty, jeśli zechcesz, możesz stać się wybrańcem! Ta zaś dusza jest i będzie potępiona na wieki. „Jako pośniedziało złoto, zmieniła się barwa najlepsza” (Lm 4,1).

II. Zważ teraz, co by się stało z ową duszą, gdyby się było Bogu podobało zostawić jej czas do uznania swego grzechu i odpokutowania za niego… Po pierwszym wybuchu namiętności może by wejrzała na wnętrze swoje… rozum wziąłby górę na nowo… sumienie obudziłoby się… wiara ukazałaby głębokość upadku, łaska uchwyciłaby za serce… przyzwyczajenie do modli­twy rzuciłoby ją znowu do stóp Ukrzyżowanego. Czyż nie to samo dzieje się w duszy twojej po każdym upadku? Któż nam to powie, czy w godzin [kilka] po grzechu rozgrzeszenie lub doskonała skrucha nie byłaby powró­ciła jej razem z Bożą przyjaźnią niewinności pierwotnej i zasług przedtem zebranych? Może resztę życia spędziłaby na opłakiwaniu tego jednego grze­chu… może by za ten grzech pokutować nie ustała… może jak Magdalena lub drugi Augustyn w przypominaniu sobie grzechu czerpałaby pobudki do żarliwszej ku Bogu miłości. Teraz, po skończonym zawodzie śmiertelnym, byłaby już w niebie u stóp Jezusa i Maryi, może spoglądalibyśmy na nią jako na wzór pokuty, świętości, jako [na] świetny obraz potęgi, łaski i miłosier­dzia Bożego. A jednak tego czasu, który by mógł być tak doskonale użytym, Bóg odmówił tej duszy… i oto zgubiona na wieki. O głębokości!

III. Lecz oto, co się stało z tą duszą po dokonanym grzechu. Dusza ta popeł­niła tylko jeden grzech śmiertelny, jeden tylko po dziesięciu może latach życia spędzonego w czystości, pełnego dobrych uczynków. Jeden śmiertelny grzech tylko… a jej upadek – choć dokonał się rozmyślnie i z owym przy­zwoleniem koniecznym do uznania w materii ważnej grzechu ciężkiego — jednak mógł tylko z ułomności pochodzić; dusza ta być może popełniła grzech w uniesieniu gwałtownej namiętności, może po długiej bardzo walce… Twoje zaś grzechy osobiste czy tejże samej są natury? Gdybyś ty w swoim życiu miał sobie do wyrzucenia jedynie grzech temu podobny, to byś pewnie uważał siebie za niewinnego prawie!

Tymczasem Sprawiedliwość Boża chwyta ową duszę nieszczęsną nagle… Po pierwszym występku zginęła… nie ma dla niej już łaski… za późno… prze­baczenia już nie uzyska… zatracona na wieki… „O głębokości… jako są nie­ogarnione sądy Jego i niedościgłe drogi Jego” (Rz 11,33).

IV. Ażebyś większym przejął się wstrętem do grzechu, zapytaj siebie, któż jest ów Bóg, mściciel karzący tak srodze za jeden tylko grzech śmiertelny? Czy przestał On być samą mądrością? Czy przebrał miarę w karaniu (jak ojciec popędliwy)? Nie! Bo karząc duszę w ten sposób, nie przestał działać wedle niewzruszonych zasad swej nieskończonej wiedzy. „O głębokości mądrości Bożej”.

Czy przestał być Bogiem dobroci i miłosierdzia nieprzebranego? Nie! Bo w chwili, gdy uderzał na duszę, nienawidził tylko jej grzech! Duszę samą, choć grzeszną, kochał jako stworzenie rąk swoich, kochał jak cenę krwi swojej, kochał więcej, niźli ty kochasz pracę swych rąk, i więcej niż kocha matka jedynaka swojego. Mówi bowiem Mędrzec Pański (Mdr 11,24-26) do Boga: „Miłujesz bowiem wszystko, co jest, i nie masz w nienawiści tego, coś uczynił… gdyż Twoje są, Panie, który dusze miłujesz”.

Nie przestał też być sprawiedliwym. Aniołowie niebiescy wychwalają słuszność sądów i dusza owa w bezdno[2] piekła rzucona, musi rada nie- rada składać hołd wyrokowi, co ją z taką potępia słusznością. „Sprawiedliwy jesteś, Panie, i sąd Twój prawy” (Ps 119(118), 137).

O, jakże wielkim złem jest jeden grzech śmiertelny i któż by się nie lękał obrazić Boga, który tak srogo zań karze! „Kto się bać nie będzie Ciebie, o Królu Aniołów?” (Jr 10,7)

V. Teraz ku sobie zwróć myśli swoje. – Ileż to czasu upłynęło, odkąd popeł­niłeś po raz pierwszy grzech śmiertelny?

Dlaczego to Pan Bóg nie uderzył na ciebie po tym pierwszym upadku, skoro przewidział, że ty czasu użyczonego nie użyjesz ku poprawie, ale że ciągle i tak złośliwie grzeszyć będziesz ?

Czemu to Pan Bóg tak miłosiernie oszczędzał cię dotąd, kiedy wszystko wołało o zgubę twoją? Wołały o nią nieskończone doskonałości Boże, które znieważasz, i łaski najświętsze, które depcesz nogami, i wreszcie dusze, które przez zgorszenie na zgubę prowadzisz.

I cóż masz takiego, co by mogło pobudzić Boga do tak niepojętego miłosierdzia względem duszy twojej? Gdy zajrzał Pan w przeszłość twoją, cóż widział? Żeś niewinność na chrzcie świętym otrzymaną utracił, żeś już [w] dziecięctwie był przestępcą, żeś lata młodzieńcze rzucił na pastwę ziem­skim uciechom. Co przedstawia Mu życie [twoje] teraźniejsze?… Serce do grzechu przywiązane, na wszystkie łaski nieczułe, do poświęcenia swych zachcianek niechętne. Jeśli wejrzy na przyszłość, to widzi, że nieprawo­ści twoje mnożą się z pomnożeniem lat, że sprzeniewierzenia rosną razem z powiększeniem łask.

A jednak Bóg zostawił ci życie i łaskę, abyś się opamiętał, za grzechy swe żałował, pokutą Boga przebłagał, na wieczne szczęście zasłużył. Ach, jakie to miłosierdzie dla ciebie! Uważaj się więc za duszę, którą Bóg dobry przez jakiś niepojęty przywilej z piekła wydobył, a potem zwróć się do Boga i mów: „Gdybym dnia tego, owej godziny, po owym występku był umarł i stanął przed Twym Boskim trybunałem, teraz bym jęczał wśród zgrai potę­pieńców w przepaściach piekielnych, tam daremne byłyby łzy moje za grze­chy, chcę je więc tu opłakiwać, na ziemi; w piekle, gdzie już nie ma nadziei, bezużyteczną byłaby moja pokuta, chcę więc z pożytkiem pokutować, aby otrzymać przebaczenie Twoje; w piekle wszystkie stworzenia przeciw mnie się uzbroją na większe udręczenie moje, a więc oderwę się od stworzeń dla Twojej miłości tu, na ziemi”.

***

Boże mój, Boże! Wstydzę się grzechów moich, nie śmiem podnieść oczu ku Tobie, bo grzechy moje aż do nieba się podniosły[3].

„Zgrzeszyłem i prawdziwie wykroczyłem, a jakom był godzien, nie odnio­słem” (Hi 33,27)[4]. O, dzięki Ci, Panie, za to! „Miłosierdzie Pańskie, żeśmy nie zniszczeli” (Lm 3,22).

„Wyznawać Cię będę, Panie, Boże mój, ze wszystkiego serca mego, a będę wysławiał Imię Twoje na wieki, bo miłosierdzie Twoje wielkie jest nade mną i wyrwałeś duszę moją z niższego piekła” (Ps 86(85),12-13). Wiernym Ci za to będę na wieki!

Proś teraz Najświętszą Maryję, aby ci wyjednała u Syna Swego dosko­nałe poznanie i szczere znienawidzenie grzechów twoich, proś o zmianę zupełną w całej twej istocie; w końcu proś o łaskę korzystania ze smutnego doświadczenia przewrotności światowej.

O Jezu! wysłuchaj mnie, wysłuchaj Matki Swojej.

Boże Ojcze! przyjmij mnie za jednego ze sług Twoich. Amen

8. O złośliwości grzechu

Grzech jest ogromnym złem. I skutki straszne sprowadza, i kary srogie za sobą pociąga, a nadto przede wszystkim sam w sobie jest szkaradą i zło­ścią nieskończoną. I gdyby właśnie nie był taką złością, skutków tych by nie spowodował; a że je sprowadza, dzieje się to dlatego, że sam w sobie jest złem najgorszym.

Chcąc się przejąć jak najbardziej wstrętem do grzechu, rozważmy złośli­wość grzechu śmiertelnego, a uczyńmy to przy pomocy trzech uwag:

  1. Boga obraża człowiek,
  2. obraża Go, targając się na wszystkie przymioty Jego,
  3. obraża Go mimo tylu pobudek odwracających go od tego grzechu.

Przedtem jednakże:

  1. Staw się przed trybunał Boga jako zbrodniarz mający usłyszeć wyrok.
  2. Proś Boga o łaskę uznania grzechów swoich, porzucenia ich i [o] miłosierdzie.

I.

a. Kim jest Bóg, którego grzechem obrażasz ? Kto Mu dorówna wielko­ścią? „Oto narodowie jako kropla wody wpadająca do wiadra, a jako ziarnko na szalach poczytane są: oto wyspy jako proch maluczki. Wszyscy narodowie jakoby nie byli, tak są przed Nim, a jako nic i próżność poczytane są Jemu” (Iz 40,15.17). A więc narody przed Jego obliczem są tylko kropelką wody… świat cały – proszkiem pyłu… cały ród ludzki – jeno nicestwem.

Kto Mu dorówna w potędze? On stworzył wszechmocnym słowem swoim wszystko: „On rzeki i uczynione są”[2]… Wszystko zachowuje tylko wolą Swoją. „Nosi wszystko słowem mocy Swojej” (Hbr 1,3). Skinienie Jego Boskiej pra­wicy więzi wody oceanu: „Poty przyjdziesz, a dalej nie postąpisz” (Hi 38,11). „Spojrzy, a ziemia drży, dotknie góry, a dymem wybuchnie (Ps 104(103),32). „Góry przed obliczem [Jego] jak wosk się rozpływają” (Ps 97(96),5).

Kto Mu sprosta świętością? W oczach Jego nawet sprawiedliwi i święci noszą piętna skażenia… i niebiosa nie są czyste przed obliczem Jego, „i w Anio­łach Swoich znalazł nieprawość” (Hi 4,18).

Kto Mu dorówna w sprawiedliwości, mądrości, dobroci? „Sprawie­dliwość Twoja jak góry…” (Ps 36(35),7). „Mądrości Jego nie masz liczby” (Ps 147(146-147),5).„Wszystkie rzeczy obnażone i odkryte są oczom Jego” (Hbr 4,13). „Słodki Pan jest wszystkim; a litość Jego nad wszystkie uczynki Jego” (Ps 145(144),9).

Któż wreszcie dorówna Panu? Wieczność, oto trwanie Jego: „Ty, Panie, trwasz na wieki” (Ps 102(101),13). Imię Jego: „Jam jest, który jest” (Wj 3,14). Królestwem Jego niebo i ziemia: „Niebo stolicą Moją, a ziemia podnóż­kiem nóg Moich” (Iz 66,1). Siedliskiem Jego światło: „Mieszka w światło­ści nieprzystępnej” (ITm 6,16). Szatą Jego piękność i chwała: „Oblokłeś się w wyznanie i ozdobę” (Ps 104(103),!). Wozem Jego obłok i skrzydła wia­trowe: „Który kładziesz obłoki wstępem Twoim, który chodzisz na skrzy­dłach wiatrowych” (Ps 104(103),3). Poddanymi i posłami Jego aniołowie niebiescy (Ib[idem]). I oto jest ten Król, którego grzesznik poważa się obra­żać! „Zdumiejcie się nad tym, niebiosa!” (Jr 2,12)

b. O człowiecze, kimże ty jesteś, że sprzeciwiasz się Bogu? Ciało pełne zmazy i zepsucia. Ty jesteś trawą zwiędłą, którą kosa ściąć gotowa, listkiem, którym lada wiatr igra – oto niestałość serca twojego. Para ukazująca się na chwilkę i zaraz znikająca – oto życie twoje. Nieco gliny i garstka popiołu – oto początek twój i koniec. I ty się ważysz powstawać przeciwko Bogu, mówiąc: „Nie będę służył”[1]?

c. Grzesząc, przekroczyłeś prawo Boże, a prawo to tak słodkie, nieskoń­czenie mądre – prawo to do wykonania nader łatwe – z prawem tym wiążą się obietnice tak pełne pociechy i groźby straszne, a ty mówisz: „Nie będę służył”?

d. Rozważ pobudki grzechu: „Komuście Mnie przyrównali” (Iz 46,5) – pyta Pan. Namiętności, która ci wstydem okrywa lica? Uciechom, co tak prędko przeminęły… garstce złota, która się w ręku twojem rozpłynie… Czyś u Boga nie znalazł tego, co na próżno żebrałeś u stworzeń: „Przy Mnie są bogactwa i sława, pyszne majętności i sprawiedliwość” (Prz 8,18). Dlaczego biegniesz na drogę pić wodę mętną, która tylko powiększy pragnienie twoje, albowiem: „Który pije z tej wody, dalej będzie pragnął” (J 4,13). „Zdumiej­cie się, niebiosa, bo lud Mój Mnie opuścił, źródło wody żywej, a ukopał sobie cysterny, cysterny rozwalone, które nie mogą wody zatrzymać” (Jr 2,12-13).

II.

Co czynisz, nieszczęśliwy, popełniając grzech śmiertelny? Co czynisz? Przez jeden grzech tylko targasz się na wszystkie doskonałości i przymioty Boże.

Targasz się na Boga Ojca, gdyż uczestnictwo nadprzyrodzone w Boskiej Jego naturze bezcześcisz, to uczestnictwo, do którego cię przypuścił na chrzcie świętym.

Targasz się na Słowo Wcielone, albowiem duszę swoją, która jest Jego Oblubienicą, oddajesz w poddaństwo czartowi; Krew Jego Przenajświęt­szą depczesz nogami; udaremniasz zasługi męki i śmierci Jego; odnawiasz wszystkie cierpienia Jego i w sercu swoim na nowo Go krzyżujesz.

Zasmucasz Ducha Świętego (Ef 4,30). Co więcej ? Opierasz Mu się. „Wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu (Dz 7,51). Tłumisz Go w sobie, przed czym przestrzega cię apostoł: „Ducha nie gaście” (ITes 5,19).

Targasz się na wszystkie Boże tytuły. Nie uznajesz Boga Stworzycie­lem swoim, wydobywając się spod Jego władzy najwyższej; targasz się na Prawodawcę, łamiąc najmędrsze prawa Jego; gardzisz Odkupicielem, bo poniewierasz Jego łaskami; zdradzasz Przyjaciela, pobudzając Go do nie­nawiści; naigrawasz się z powagi Jego ojcowskiej; strącasz Króla z tronu serca swego.

Wałczysz przeciw jedności Bożej. Bo tyle mając bogów, ile namiętno­ści, dla nich budujesz ołtarz w sercu swoim, im składasz w hołdzie uczucia wszystkie i myśli; im niesiesz w ofierze swą duszę i wieczność.

Targasz się na nieskończoną doskonałość Boga. Przedkładasz nadeń istotę niedoskonałości, pełną samą nicość, którą dziś lub jutro śmierć ci wydrze i choćby ci przyszło wpaść w bezdno piekielne, wolisz służyć czar­towi, który jest samą szpetnością, niż Bogu, owej najcudniejszej piękności, Bogu, który ci niebo chce dać.

Występujesz przeciwko mądrości Bożej. Albowiem przez grzech oba­lasz cały porządek Boską Opatrznością ustanowiony: wszystkie stworzenia odwracasz od ich celu; harmonię całego świata niweczysz.

Targasz się na świętość Boga. Bo zacierasz obraz Jego na duszy swojej, tarzasz go w błocie namiętności i występków.

Gardzisz niezmierzonością Jego. Obecność ludzi dostateczną byłaby [ci] do powściągnięcia siebie od grzechu; a wiesz przecie, że Pan Bóg wszędzie obecny, że wszelka zbrodnia przed Jego Obliczem się popełnia i niby na łonie Jego najświętszym. I ta obecność Boga trzykroć świętego nie zdoła cię wstrzymać od grzechu.

Wykraczasz przeciw Sprawiedliwości Pana. Gdybyś miał przez grzech zubożeć albo na sławie ponieść uszczerbek, nie ma wątpliwości, że grze­chu byś nie popełnił; ale że się narażasz na pomstę Pana Boga, na surowość sądów Jego, to go popełniasz bez najmniejszej obawy.

Nadużywasz cierpliwości Jego. Gdyby Pan Bóg nie dopuszczał przerwy między zbrodnią a karą, czy poważałbyś się na obrazę Jego? A więc długa cierpliwość Pana rozzuchwala cię do grzechu.

Jednym słowem, rzec można, że grzesząc, stajesz się winnym bogobójstwa. Grzech, ile może, niweczy Boga (św. Bernard). Prawda, że Go nie zabi­jasz w samej istocie, ale Go zabijasz w Jego miłości. Czemu? Bo wzgarda, jaką Mu okazujesz, taką wielką zadaje boleść, że gdyby nie był nieśmiertelny i niewzruszony, postradałby życie. Czemu jeszcze? Bo przekładając nadeń podłe stworzenia, wydzierasz wdzięk Jego najwyższy, godny wszelkiej miło­ści. I czemuż jeszcze ? Bo przyzwalając na grzech, zabijasz Boga w duszy swo­jej, ustaje w tobie życie Boże, a tak powiedzieć można, że serce twoje staje się grobem Jego. Zdumiejcie się niebiosa!

III.

Ileż to miałeś powodów, aby Boga grzechem nie obrażać! Zmusza cię do tego poważanie, które masz dla bliźnich. Tak jesteś cichy, tak pokornie ule­gły wobec panów lub wobec mocarza, przed wrogiem twoim, przed opieku­nem możnym. Uwielbiasz najniedorzeczniejsze ich myśli, ich przywidzenia najniedorzeczniejsze! Czemuż więc targasz się li tylko na Boga, który jest najwyższym ze wszystkich panów, najpotężniejszym z opiekunów, najgroź­niejszym z nieprzyjaciół („Duszę i ciało zatracić może”) ?

Ile wymagasz dla siebie? Tak bardzo dbasz o to, by kto nie naruszył władzy twojej!… Tak bardzo lękasz się utraty dobrego imienia lub prawa twojego. Tak usilnie żądasz, by wszystko stosowało się do twoich uczuć i woli! Czemuż się dzieje, że tak mało szanujesz władzę, prawa i sławę Boga twojego?

Jak się poświęcasz dla świata? Skoro świat przemówi, ty mu natych­miast posłusznym się stajesz, tak że nic cię powstrzymać nie zdoła. Na głos świata poświęcisz swój pokój, radość, wolę swoją… żądze wszystkie, a cza­sem nawet i życie swoje… Dlaczego w ten sposób nie słuchasz Boga, kiedy ci rozkazuje ? Czemu wtenczas tylko trudne ci i niemożliwe posłuszeństwo?

Przypomnij śluby Panu złożone. Masz sobie za zaszczyt dotrzymać danego słowa; wołałbyś umrzeć niż złamać przysięgę. Ale niestety, wtedy tylko brzydzisz się wiarołomstwem, gdy chodzi o człowieka. A przecież i Bogu należy dotrzymać obietnicy. Czyliżeś Bogu nie uczynił ślubów w dzień chrztu świętego, w dzień pierwszej Komunii, tak często u trybu­nału pokuty świętej (profesja zakonna)?

Wspomnij wreszcie na dobrodziejstwa Boże. Wszystko, co tylko posia­dasz, wszystko dał ci Bóg. Rozum, wyobraźnię, serce… zmysły… talenty… majątek… władzę… pochodzenie… stanowisko… młodość… życie, grzesząc więc, musisz ku temu używać dobrodziejstw Jego. Cóż to za czarna nie­wdzięczność z twojej strony, iż nie tylko zapominasz o Dobroczyńcy twoim, ale Mu jeszcze złem za dobre odpłacasz… owszem, obrażasz Go Jego darami i zmuszasz, by działał przeciw Sobie, tak że chwały i potęgi swojej używa przeciw swojej dobroci ? „Uczyniłeś, żem służył dla grzechów twoich, zada­łeś mi pracę w nieprawościach twoich” (Iz 43,24).

Padnij teraz czołem przed Krzyżem i przepraszaj Przyjaciela Boskiego za wiarołomstwo, Króla za bunt swój, Ojca za ojcobójstwo. Z najgłębszą pokorą błagaj Go, by ci grzechy odpuścić raczył. Amen.

9.  Skutki grzechu śmiertelnego

Zanim Bóg ześle karę na grzesznika, czy wieczną, czy doczesną, już w nim samym, we wnętrzu duszy jego, zaraz w tej chwili po spełnieniu grzechu dzieje się odmiana, straszne następstwo – albowiem sam grzech śmiertelny już [jest] ogromną karą. Może nieraz wydawało się nam, że zgrzeszyć to nic nie jest, że człowiek i po grzechu pozostaje taki, jakim był. O, co za fałszywe mniemanie! Abyśmy z tego błędu się wyleczyli, rozważmy:

  1. że grzech śmiertelny pozbawia nas przyjaźni Bożej,
  2. że nas ogołaca ze wszystkich łask i darów,
  3. że ujarzmia wolę naszą,
  4. że wydziera nam pokój serca,
  5. że zadaje śmierć duszy.

Przedtem jednak:

  • Stań wobec Boga jak zbrodniarz okuty w kajdany i z lochu ciemnego wyprowadzony przed trybunał Sędziego.
  • Proś Pana Jezusa, by raczył okazać ci smutny stan duszy, która Go obraziła śmiertelnie grzechami swoimi: „Panie, abym przejrzał” i abym wię­cej nie grzeszył.

I.

Gdy byłeś w stanie łaski, Bóg mieszkał w duszy twojej. „Jeśli kto Mnie miłuje… Ojciec Mój umiłuje go i do niego przyjdziemy, i mieszkanie u niego uczynimy” (J 14,23). Łączył cię z Nim związek najzaszczytniejszy. On cię nazywał swoim ludem: „Ludem Moim jesteś” (Oz 2,23); przyjacielem: „was nazwałem przyjaciółmi” (J 15,15). On mienił duszę twoją oblubienicą swą: „Zraniłaś serce moje, siostro moja, oblubienico” (Pnp 4,9), za dziecko swoje cię uważał: „Patrzcie, jaką miłość dał nam Ojciec, że nazwani jesteśmy Synami Bożymi – i jesteśmy”[1]. I w końcu uznał cię za sobie równego, bo wyrzekł: „bogowie jesteście” (Ps 82(81),6).

Ale jakaż to zmiana zaszła w duszy twojej, odkąd zmazałeś ją grzechem! W tej chwili zaraz Bóg ustąpił z twej duszy, a „biada im – mówi Pan u Oze- asza proroka (Oz 9,12) – gdy odstąpię od nich”. Przyjaźń Boska ustępuje miejsca nienawiści Jego: „nienawidzę wszystkich, którzy czynią nieprawość (Ps 5,6). Jużeś przestał być ludem Jego: „Nazów imię jego: nie lud mój” (Oz 1,9). Jużeś niczym innym w oczach Boga, tylko nieprzyjaciel, któ­remu poprzysięga zemstę: „Żyję Ja na wieki… oddam pomstę nieprzyjacio­łom Moim” (Pwt 32,40-41). Już cię nie uznaje za oblubienicę swoją: „Nie znam was” (Mt 25,12). Widzi w tobie plemię czartowskie: „Wy z ojca diabła jesteście” (J 8,44). Jeśli nie będziesz chciał słuchać głosu Boga twego, „prze­klęty będziesz w mieście, przeklęty w polu… przeklęty owoc żywota twego… i przyjdą na cię wszystkie przekleństwa i goniąc, pojmają cię, aż zginiesz” (Pwt 28,15-18.45). I przeciw tobie postawi wszystkie bicze swoje: „Śmierć, krew, zwady, miecz, głód, skruszenie i plagi, wszystko to na niesprawiedliwe stworzono” (Syr 40,9). O duszo występna, patrz, czym byłaś, a czym jesteś teraz w obliczu Boga, i zapłacz gorzko na widok nieszczęścia swojego: „Byłaś oblubienicą Chrystusową, Świątnicą Ducha Świętego, przybytkiem Boga.

O! ile razy przywileje te liczę, zajęczeć muszę, bom je utracił, bo już tym nie jestem, czym byłem” (św. Augustyn).

II.

Grzech śmiertelny odziera duszę z całej jej piękności. Dusza w stanie łaski jest widokiem tak pięknym, że ściąga na siebie oczy Boże i serce Jego porywa. „Umocnię nad tobą oczy Moje” (Ps 32(31),8). „Otoś ty piękna, przyjaciółko moja, otoś ty piękna jest” (Pnp 1,15)[2]. Lecz grzech śmiertelny zaciera wszystkie rysy tej cudnej piękności. „I odstąpiła od Córki Syjońskiej wszystka ozdoba jej” (Lm 1,6)[3]. Grzech okrywa biedną duszę trądem ohyd­nym, czyni ją przedmiotem odrazy dla Pana Boga i aniołów Jego.

Grzech śmiertelny pozbawia duszę wszystkich jej zasług. Gdybyś zebrał sam jeden zasługi wszystkich świętych, wszystkie jałmużny przez nich roz­dane… wszystkie modlitwy ich, wszystkie ich umartwienia… wszystkie ofiary… a popełniłbyś jeden grzech śmiertelny, wszystkie zasługi nic ci nie pomogą. „Jeśli się odwrócił sprawiedliwy od sprawiedliwości swojej, a czy­nić będzie nieprawość… wszystkie sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą wspomniane” (Ez 18,24).

Grzech jeszcze pozbawia duszę mocy zasługiwania się Bogu. Tak zaiste, jeśliś w grzechu śmiertelnym, to wszystkie dobre twoje uczynki nie zyskają ci nieba. Rozdaj całą twoją majętność na ubogich… chwyć się najsurowszych umartwień… nawróć świat cały… oddaj na spalenie ciało twoje… Wszystko to nie przyczyni się do zbawienia twego – mówi św. Paweł – jeśli w duszy twej kryje się choć jeden grzech śmiertelny. „Jeślibym miłości nie miał, nic mi nie pomoże” (IKor 13,2). Do kogóż cię przyrównam, duszo nieszczę­sna? Do winnicy pełnej owocu, a nagle przez burzę zniszczonej… do świą­tyni, która się niespodziewanie zapadła… do okrętu, który morze wzbu­rzone ze wszystkimi skarbami pochłonęło… do miasta wspaniałego, które płomienie pożaru zamieniły w gruzy i popiół. „Z kim cię porównam i jak cię pocieszę, kiedy wielkie jest jako morze skruszenie twoje, któż cię zleczy ?” (Lm 2,13)

III.

Dopóki jesteś w łasce Bożej, dopóty jesteś wolny, bo „gdzie Duch Pański, tam wolność” (2Kor 3,17). Wolność najsłodsza, najzaszczytniejsza, wolność, której ci żadna potęga na świecie wydrzeć nie zdoła, bo ją nabył dla ciebie Jezus Chrystus ceną nieoszacowaną Krwi Swojej, a więc to „wolność, którą nas Chrystus wolnymi uczynił”. Na tym ono zależy, abyśmy wszelkie inne jarzmo z siebie zrzucili, dźwigając tylko Boże, którego człowiek żadną miarą pozbyć się nie może.

Lecz jeśliś na swoje nieszczęście zgrzeszył śmiertelnie? Oto już niewol­nikiem jesteś. „Każdy, który czyni grzech, jest sługą grzechu” (J 8,34). Jużeś zaprzedany szatanowi. Szatan panuje w sercu twoim, które stało się dla ciebie więzieniem, ciemnicą. Opasał cię murem, żebyś nie wyszedł, i coraz to bar­dziej ścieśnia okowy twoje; nałożył on jarzmo na całą twoją istotę… na twoje zdolności… na zmysły, na twoje talenty… na majętności… A będąc w stanie tak opłakanym, może nieraz chciałeś powrócić do Boga… może chciałeś się modlić, spowiadać, zerwać z okazją, która cię do grzechu wiedzie… Ale czy [pozwoli] na to czart?… Czyliż nie tak postąpił z tobą, jak setnik ewange­liczny z żołnierzami swymi: „Mówię temu: idź, a idzie, a drugiemu przyjdź, a przychodzi; a słudze mojemu: czyń to, a czyni” (Łk 7,8). Czyż nie wołał ów duch przeklęty na ciebie: „Przynieś, przynieś” (Prz 30,15) – jeszcze zaspokój tę namiętność, jeszcze popełnij ten grzech. I doznał kiedy nieposłuszeństwa od ciebie? O twojej to niewoli tak energicznie mówi św. Augustyn, gdy opi­suje poddaństwo, w jakim jęczał sam: „Wzdychałem ściśniony nie kajdanami, lecz wolą mą własną od żelaza mocniejszą. Wiązała mnie wola moja i nią to posługiwał się nieprzyjaciel znamienia mojego, aby mnie uwikłał i zewsząd nierozwiązalnie więzami skrępował” (Wyzn.137C.VIII c.5).

IV.

Dusza Bogu oddana nie zna trwogi, bojaźni: „Sprawiedliwy jako lew śmiały: bez bojaźni będzie” (Prz 28,1). Serce sprawiedliwego – to usta­wiczne gody, bo nawet wśród utrapień kosztuje niepojętej rozkoszy: „Pełen jestem pociechy w każdym utrapieniu naszym” (2Kor 7,4).

Lecz jakże przeciwnie dzieje się z grzesznikiem. Wszędzie i zawsze usy­cha z bojaźni serce jego, a duszę smutek pożera. „Jeżeli nie będziesz chciał słuchać głosu Pana, Boga twego… da tobie Pan serce lękliwe… i duszę żałością utrapioną” (Pwt 28,15.65). „Utrapienie i ucisk na wszelką duszę, która złość popełnia” (Rz 2,9). Zgryzota tkwi w jej sumieniu i jako cierń je rozdziera, jako robak nigdy nieumierający… Życie grzesznika podobne do morskich bałwanów burzą miotanych. Pan Bóg nie potrzebuje uzbra­jać przeciw grzesznikowi ramienia swego, bo własne sumienie jego nie­ustannie go ściga, stając się i świadkiem przeciw niemu, i sędzią, i katem; ono go skarży, potępia i karci (św. Bernard). Już to go ściga jak Dawida wśród pracy najpoważniejszej: „Cały dzień chodziłem zasmucony… nie masz pokoju kościom moim od oblicza grzechów moich” (Ps 38,7.4). Już to jak Baltazara dosięga wśród rozkoszy… nieraz uderza jak Antiocha w dniach boleści, choroby… a zawsze niemal jak na Kaina w odosobnie­niu cichości. Niektórym wyrzuca tę chwilową uciechę kupioną za żałość tak długą: „Który żeście tedy naonczas pożytek mieli z onych rzeczy, za które się teraz wstydzicie?” (Rz 6,21). Innym przedstawia wszystkie gory­cze z nieprawości płynące: „Wiedz a obacz, że zła i gorzka jest rzecz, żeś ty opuścił Pana, Boga twego” (Jr 2,19). Tym znowu przypomina nieustan­nie ich niewdzięczność i szkaradę: „Skarży cię złość twoja, a odwrócenie twoje sfuka cię” (Jr 2,19). Innym wskazuje miecz Boskiej Sprawiedliwo­ści nad głową ich zawieszony: „Nie wierzy, aby się mógł wrócić z ciemno­ści do światła, oglądając się zewsząd na miecz” (Hi 15,22). Okrzykiem swej zemsty, co wkoło niech się rozlega, przeraża ich {Ibidem). Widzeniem strasznym wstrząsa nimi we śnie. O grzeszniku, jakże niewypowiedzianie wielka nędza twoja!

Jakżeś godzien politowania, jeżeli ta nędza tak ściga cię, a jednak gor­szym by jeszcze był stan twój, gdybyś czuł pokój w sercu (św. Augustyn). Ten bowiem spokój występnego sumienia jest najpewniejszą oznaką strasznego gniewu Boga. Grzesznik zagniewał Pana, a zapalczywośćjego tak wielka, że teraz szczędzić go nie będzie.

V.

Ciało nasze czerpie żywot z duszy, a dusza bierze z Boga swe życie (św. Aug. de Verb. Dom. serm.^ 5). Grzech tedy, odrywając duszę od Boga, pozbawia ją życia. „Dusza, która zgrzeszy, ta umrze” (Ez 18,20). Przy­patrz się człowiekowi, który dopiero co obraził Boga śmiertelnie: chodzi on… widzi, mówi… ty myślisz, że żyje. Ach, „żyje w nim samo tylko ciało; lecz dusza martwa już jest! Zgasła cząstka najszlachetniejsza; dom stoi, ale mieszkariie tego domu porwała śmierć. O chrześcijaninie, wszelkie uczucie musiało się zatrzeć w twym sercu, jeśli plączesz nad ciałem, z którego wyszła dusza, a łzy nie uronisz jednej nad duszą, którą Pan Bóg odrzucił” (św. Aug. de Verb, apost. serm.[V> 28).

Jakaż będzie różnica między trupem a duszą trwającą w grzechu śmier­telnym?… Trup nie ma żadnej już władzy w zmysłach swoich, a nie jestże to żywy obraz grzesznika?

Umarły stracił wzrok. Wszystko, co tylko grzesznika otacza, wszystko go przerażać powinno: stan jego duszy, grób, co się przed nim otwiera… Sąd Boży… piekło… wieczność, a grzesznik tymczasem nic nie widzi.

Umarły nie słyszy. Wszystko do grzesznika przemawia: sumienie… łaski… wypadki… słudzy ołtarza…, a grzesznik nie słyszy!

Umarły nie czuje. Już nie obchodzą go więcej ani zniewagi, ani zaszczyty, ani ludzka troskliwość, ani pogarda… Bóg wzrusza niebo i ziemię, by grzesz­nika ocucić już to przez dobrodziejstwa swoje, już przez uciski zbudzić go usiłuje… grzesznik nie czuje!

Umarły cuchnie z daleka. Dopóki trupa nie przykryje grobowe wieko, dopóty zjadliwą zarazę roztacza wokoło siebie… i grzesznik również wydaje ze siebie woń skażoną; zaraza zgorszeń, jakich się dopuszcza, szerzy śmierć wokoło niego…, a fetor jego występków czyni go przedmiotem odrazy dla sprawiedliwych, aniołów i dla Boga.

O śmierci straszliwa, śmierci, która pozbawiasz człowieka już nie życia przyrodzonego, lecz życia w łasce, czyli życia w Bogu. Któż da nam źródło łez, byśmy cię opłakać mogli! „Kto da głowie mojej wodę, a oczom moim źródło łez? I będę płakał we dnie i w nocy pobitych córek ludu mojego” (Jr 9,1).

Upadłszy pod Krzyżem, dziękuj Bogu, że cię wyrwał ze śmierci grzechowej. Mów z psalmistą: „Błogosław, duszo moja, Panu i wszystko, co we mnie jest, świętemu imieniowi Jego. Błogosław, duszo moja, Panu, a nie zapomi­naj wszystkich dobrodziejstw Jego… Który miłościwie odpuszcza nieprawo­ści twoje” (Ps 103(102),1-2.10). Amen.

10. O liczbie! wielkości grzechów naszych

Dotychczas patrzyłeś na szkaradę grzechu w ogóle, na brzydkość jego u innych; przyjrzyj się teraz nad swemi własnymi nieprawościami.

A mianowicie poznaj:

  1. liczbę grzechów swoich,
  2. złość ich.

Dalej rozważ:

  1. czym jesteś, któryś Boga tak obraził, a
  2. czym Bóg jest, któregoś obraził.

I.  Naprzód zaś staw się przed trybunałem Pana jako zbrodniarz przycho­dzący po wyrok na siebie wydany.

II. Płacz jako winowajca, wstydź się przestępstw swoich, mów: „Przebacz, Panie, przebacz grzesznikowi, który o zmiłowanie Cię błaga”.

 

I.

Przypomnij sobie grzechy twoje popełnione w dziecięctwie. O czymże to myślałem od pierwszego poznania mego? Do kogo zwracałem pierwsze a mimowolne poruszenia serca mojego? W jaki sposób używałem pierw­szych chwil wolności mojej? Niestety! Próżno bym szukał czasu lub miej­sca, gdzie bym nie obrażał Ciebie, Boże mój! Mogę zaprawdę powtórzyć za św. Augustynem: „Malutkim jeszcze byłem, a już wielkim bardzo grzeszni­kiem” (Confes.146 C. I. c 7).

W latach młodocianych również gdzie spojrzę, wszędzie napotykam wspomnienia grzechów moich… widzę je w domu rodzicielskim… w szko­łach, gdziem pobierał nauki… w rozmaitych miejscach zabaw i uciech moich… w towarzystwach… tam nawet, gdzieby grzech wstępu mieć nie powinien, w świątyniach, a nawet przy Twych ołtarzach, o Boże, grzeszy­łem… Gdzie i kiedy byłem niewinny?

W wieku dojrzalszym pytaj, duszo moja, szeregu lat, co nastąpiły po mło­dości twojej, czy jest wśród nich choć jeden dzień wolny od grzechu? Pytaj towarzystw, gdzie uczęszczałeś, przeglądaj interesy, którymi się trudniłeś, urzędy, któreś piastował, cóż znajdziesz? Tylko grzechy wielkie a częste. Pytaj praw Bożych, jest choć jedno, którego byś nie przekroczył? Pytaj pokus, czy wiele znajdziesz takich, któreś zwyciężył? Pytaj władz duszy, na której z nich nie ma piętna występku? Pytaj zmysłów, który z nich nie był narzędziem nie- godziwości? O mój Boże! Wyznaję, żem zgrzeszył nad wszelką miarę. Spo­wiadam się Bogu wszechmogącemu… żem zgrzeszył bardzo.

II,

O, jak szpetne są grzechy moje, o Boże! Pewną jest rzeczą, że grzechy są najokropniejszą brzydotą, kiedy tak nieskończenie są przeciwne Tobie, który jesteś najcudowniejszą pięknością. Niewdzięczny jestem bardzo względem Ciebie, Boże, gdy grzeszę. Tyś mi dał wszystko, co mam, a ja odważyłem się wyrzec do Ciebie: „Wyjdź ze zmysłów moich, choć one od Ciebie życie wzięły; wyjdź z ust moich, jakkolwiek na Twoją chwałę otwierać się powinny; wyjdź z umysłu mego, wyjdź z serca; wyjdź z całej istoty”. Ileż to zuchwałości w tych grzechach moich!

Odważyłem się wyrzec do Ciebie: „Nie będę służył”. Wyrzekłem to przed Obliczem Twoim i nad grobem swoim, i na brzegu strasznej przepa­ści piekielnej, gdzie mnie na wątłej nici, co życiem nazywam, trzymałeś! Ileż to w grzechach moich szaleństwa!

Opuściłem Ciebie, Ojca mojego, Ciebie, któryś jest szczęśliwością moją, i to dla kogo? Dla pana wiarołomnego… (Adam) – dla tyrana okrutnego (bogacz ewangeliczny… syn marnotrawny) – dla najokrutniejszego kata, szatana!

Ileż to w końcu złośliwości w mych grzechach! Grzeszyłem zawzięcie, namiętnie; grzeszyłem rozmyślnie, dobrowolnie; grzeszyłem jawnie, w spo­sób gorszący. Grzeszyłem mimo wyrzutów sumienia, mimo światła Bożego, mimo tylu dobrych przykładów, mimo pocisków Sprawiedliwości Bożej, mimo tylu napomnień kapłanów, mimo próśb rodziców. Spowiadam się… bom zgrzeszył bardzo.

O mój Boże! Gdyby ktoś z ludzi raz jeden tak ze mną [się] obszedł, jak ja postępowałem z Tobą każdej chwili życia mojego, pewnie bym odpłacił się mu nienawiścią dozgonną; co mówię, gdybym z człowiekiem jakim postę­pował tak, jak z Tobą czyniłem, mój Boże, sam siebie bym znienawidził, nie wybaczyłbym sobie złości tak wielkiej. Spowiadam się… żem zgrzeszył bardzo.

III.

Czym są wobec Boga wszystkie chóry aniołów ? Czym są znowu ludzie wszyscy wobec aniołów Bożych? A cóż dopiero ja wobec całej ludzko­ści? Tym jestem, czym listek jeden w ogromnym lesie… czym kropla wody w rzece… czym ziarnko piasku na brzegach oceanu… czym pyłek jeden w przestworzach świata. I ja, proch nikczemny, nie lękałem się powstać prze­ciwko Bogu mojemu! Rzekłem: „Nie będę służył”.

IV.

Komuż to byłem nieposłuszny, o Boże, popełniając grzech? Ja, nieudolność sama, robak (słabość człowieka w chorobie, dziecięctwie; wobec żywiołów przyrody), buntowałem się przeciw Temu, który jest mocą samą. (Wszechmoc Boża: Rozważanie – O nieskończonej złości grzechu śmiertelnego). Ja, który jestem nikczemnością, powstawałem przeciw Wielkości bez granic. Ja, złość, buntowałem się przeciw dobroci nieskończonej (Dobroć Boża w naturze dla istot nierozumnych, w łaskach odkupienia, uświęcenia). Ja, żywy obraz zepsu­cia, ciemności, występowałem przeciw Temu, który jest mądrością, świętością. Ja, nicestwo, burzyłem się przeciw Temu, który jest Istotą istot. „Zdumiejcie się niebiosa nad tym, a bramy jego spustoszcie się bardzo” (Jr 2,12)

***

Zdumiewaj się nad tym, że po tylu niegodziwościach twoich stworzenia wszystkie nie podniosły się przeciw tobie, że ci służyć nie ustawały i wtedy nawet, gdy znieważałeś wspólnego im i sobie Stwórcę. Zdumiewaj [się] jesz­cze bardziej nad tym, że Bóg ci nie odjął darów swoich; że ci jeszcze zostawia majętność, znaczenie, talenty, rozum, serce i życie, których nadużywałeś ku Jego obrazie.

 

Błagaj o przebaczenie, wołając do wszystkich doskonałości Boga: „Prze­bacz mi, o Sprawiedliwości Boga mojego, żem tak długo stawił harde czoło piorunom gniewu Twojego! Przebacz mi, o świętości Boga, żem tak plamił zbrodniami mymi czystość Twych oczu! Przebacz mi, o miłosierdzie Boże, żem tak długo zatykał uszy na głos Twój ojcowski! «Uczyń miłosierdzie nad nieszczęśliwym a żałującym grzesznikiem, któryś tak długie lata miłościw był niepokutującemu grzesznikowi»” (św. Bernard).

Padnij do stóp Jezusa Chrystusa, dziękuj Mu za okazane ci miłosierdzie i oświadcz, że odtąd Go obrażać nie chcesz. Amen.

11. O piekle

Z miłością wielką Bóg nas zaprasza do służby swojej, nagrodę obiecuje – a jednak ludzie są głusi na to wszystko. I Bóg nieskończony w miłosierdziu swoim czuje się zmuszony grozić karą straszną, wiekuistą, czuje się zmu­szony groźbę tę wykonać, aby przynaglić leniwych i złośliwych do dążenia ku swemu celowi. I zapalił Bóg ogień wieczny, przygotował kutusze straszne, aby nimi odpędzić nas od grzechu. Rozważmy karę potępionych, bo i nam nieraz pokusa tak się przymilać będzie, tak ciągnąć, że tylko pamięć na ogień pie­kielny będzie mogła powstrzymać [nas] od grzechu. (Pustelnik z pierwszych [wieków] rękę spala, aby odpędzić nagabywania złej niewiasty. Św. Ojciec Franciszek w tym samym celu kładzie się na rozżarzonych węglach).

Rozważmy więc:

  1. mieszkanie potępieńca,
  2. towarzystwo potępieńca,
  3. mękę potępieńca we władzach duszy,
  4. we wszystkich zmysłach,
  5. wiekuistość męki.

I.  Wprzód jednak ułóż w swojej wyobraźni długość, szerokość i głębo­kość piekła.

II. Błagaj Pana Boga o żywą bojaźń [wobec] mąk piekielnych, ażeby wówczas, gdybyś, broń Boże, zatarł w sercu swym uczucie miłości Bożej, przynajmniej bojaźń męki powstrzymała cię od grzechu.

I.

Mieszkaniem potępieńca jest piekło. I cóż to jest piekło? To „miejsce męki” – tak je nazywa Duch Święty (Łk 16,28). To ciemnica, gdzie Spra­wiedliwość Boża wrzuci potępionych na wiekuiste męczarnie: „I będą tam zamienieni w ciemnicy” (Iz 24,22). To kraina spustoszenia, gdzie nędza straszna mieszka. Job nazywa [ją] (Hi 10,22) „ziemią nędzy i ciemności, kędy cień śmierci i nie masz rządu, ale wieczny strach przebywa”. To „kadź gniewu Bożego wielka” (Ap 14,19). To jezioro gorejące ogniem siarczystym. „Część ich będzie w jeziorze gorejącym ogniem i siarką” (Ap 21,8). To jar głęboki, gdzie szumi potok gniewu Bożego. Praeparata est enim ab heri Tophett, a regepraeparata, profunda et dilatata. Nutrimenta eius ignis et ligna multa:flatus Domini sicut torrens sulphuris succendens eamxv> (Izaj[asz]). Pie­kło to piec ognisty: „położysz je jako piec ognisty” (Ps 21 (20),10) i: „stud­nia przepaści” (Ap 9,2). Dym wychodzący z tego pieca zasłania wszelkie światło: „I wystąpił dym ze studni, jako dym pieca wielkiego, i zaćmiło się słońce i powietrze od dymu studni” (Ibidem). Piekło wreszcie jest „prasą wina zapalczywości gniewu Boga Wszechmogącego” (Ap 19,15). Bóg sam powiada o sobie u Izajasza proroka (Iz 63,3): „Tłoczyłem je w zapalczywości Mojej i podeptałem je w gniewie Moim”.

II .

A jakie [jest] towarzystwo potępieńca? Trojakie. Naprzód towarzystwo własnego ciała, które zepsute będzie jak trup, a przy tym drażliwe i odczu­wające niewymowną boleść w każdym członku z osobna. Pragnąłby wtedy potępieniec pozbyć się członków i ciała tego, które teraz tak namiętnie kocha.

Następnie towarzystwo czartów przeklętych. O nich powiada Pismo Święte (Syr 39,28): „Są duchowie, którzy ku pomście stworzeni są i w zapal­czywości swojej wzmocnili męczarnie swoje”. Odrzuceni od Boga, nie mają innego zadania [jak] tylko cierpieć i dręczyć potępionych. Nie mogąc wywrzeć swej zemsty na Bogu za odrzucenie, mszczą się na człowieku, który jest obrazem Boga. Boga więc w potępieńcu ścigają, a ścigają z całą nienawi­ścią, z całą wściekłością, jaka tylko w sercu czarta zapalić się może.

Na koniec towarzystwo niezliczonych dusz potępionych. Wyobraź sobie tę gromadę istot tak ohydnych, że nic byś podobnego nie ujrzał ani w wię­zieniach, ani w zaułkach zepsutych miast: stek wszystkich rozpustników, złodziei, morderców, ojcobójców; wyobraź sobie ich wszystkich jako pęk cierni, według tego, co mówi prorok (Iz 32,12): „ciernie zebrane ogniem spalone będą,” a Eklezjastyk (Syr 21,9): „Zbór grzeszących, kupa zgrzebi (stuppa), a dokonanie ich płomień ognisty”. I spojrzyj na zgromadze­nie to straszne, a obacz, jak poplecznicy potępionego razem „związkami[4] [5] ciemności i długiej nocy spętani” (Mdr 17,2). Ach, cóż to za mękę cierpi nieszczęsny! Musi powtarzać jak Job (Hi 16,10): „Otworzyli na mnie usta swoje (towarzysze grzechów i mąk), a wymawiając, bili twarz moją, nasycili się mękami moimi”.

III.

Co cierpi potępieniec na duszy swojej? Mękę wyobraźni. Wyobraźnia potępieńca przedstawia mu jego nieszczęście z niesłychaną żywością. Sta­wia mu przed oczy wszystkie radości jego życia przeszłego… „Patrz – mówi do niego – jakże szczęśliwie płynęły na ziemi chwile życia twojego… dnie twoje były wieńcem uwitym z rozkoszy i uciech… a wszystko to bez powrotu minęło. Transierunt”™ (Mdr 5,9). I ukazuje mu jeszcze to wszystko, co wycierpiał i co nadal cierpieć będzie. „O, jak długo w piekle gorejesz, a wieczność się jeszcze nie zaczęła dla ciebie… I wieki upłyną – co mówię? – miliony wieków, ty jednak nie ustaniesz się palić w tych niegasnących pło­mieniach…”. Przedstawia mu niebo i jego całą szczęśliwość… „O, jakże by ci błogo było w towarzystwie aniołów, obok Najświętszej Maryi, tuż przy Chrystusie, twym Zbawicielu… Nadstaw ucha na przecudne pienia niebie­skich mieszkańców… przypatrz się duszom, które Boga umiłowawszy, posia­dły Go na wieki… To wszystko stracone dla ciebie…” I to „grzesznik ujrzy i będzie się gniewał, będzie zgrzytał zębami swymi, a będzie schnąć; żądza niezbożnych zginie” (Ps 112(111),10).

A jak straszna będzie męka pamięci! Pamięć przywiedzie mu na myśl wszystkie grzechy jego i powie mu jak św. Paweł do Rzymian (Rz 6,21): „Któryście tedy na on czas pożytek mieli z onych rzeczy, za które się teraz wstydzicie?” Przypomina mu wszystkie prace podejmowane dla osią­gnięcia wyższego stanowiska na świecie… „Cóż pomogło” (Mdr 5,8). Stawi mu przed oczy wszystkie łaski, jakie zlewał nań Stwórca… wiarę katolicką, w której się urodził, wychowanie według zasad chrześcijańskich, przykłady tylu dusz sprawiedliwych – nauki głoszone przez kapłanów… sakramenty święte… A z tego wszystkiego potępieni muszą wyznać: „A cnoty żadnego znaku nie mogliśmy po sobie pokazać” (Mdr 5,13). Stawi mu w myśli prze­strogi, które słyszał tak często, żyjąc na ziemi… Nie raz mu powiedziane było, że straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego… że w piekle nie znajdzie już miłosierdzia… Czemuż nie szedł za tak mądrymi radami? „Czyż ci nie oświadczyłem przez Pana i nie opowiadałem ci” (I Krl 2,42).

IV.

I zmysły wszystkie dręczone będą. – Wzrok cierpieć będzie widok ponu­rej ciemnicy… obecność potępionych, którzy się stali towarzyszami niedoli… przytomność czartów, wykonywających zemstę Bożą… postać Krzyża Pańskiego, wyciśniętą na sklepieniu… widok słów strasznych wyrytych na bramach piekła: zawsze, nigdy… i strasznych płomieni wokoło.

Słuch trapiony będzie jękiem tylu dusz potępionych… rozpaczliwym ich wyciem. Co za męka będzie słuchać bluźnierstw przeciw Bogu i Świę­tym… złorzeczeń przeciwko sobie samym… krzyki wściekłości, przez które wywołują te dusze nieszczęsne śmierć lub nicość… wyrzuty, jakie czynią same sobie: „A tak zbłądziliśmy” (Mdr 5,6), przekleństwa, jakie miotają na popleczników swoich, syczenie ognia pożerającego te ofiary, a wreszcie „płacz i zgrzytanie zębów”.

Zmysł powonienia narażony będzie na smród najzjadliwszy, wycho­dzący z tylu ciał zgniłych, które nawet i w piekle zachowują całą obrzydli­wość skażenia swego. „A z trupów ich wynijdzie smród” (Iz 34,3).

Smak cierpieć będzie głód: „będą mrzeć głód jako psi” (Ps 59(58),7) tak, że będą zmuszeni pożerać swe własne ciało: „Każdy mięso ramienia swego żreć będzie” (Iz 9,20). Pragnienie palące i ani kropli wody do ochło­dzenia spieczonego języka, lecz piołun i żółć podadzą potępieńcowi, jak mówi Pismo Święte: „Żółć smoków wino ich, a jad żmijowy nieułeczony” (Pwt 32,33). Całą ochłodą potępieńca będzie kielich napełniony przez zapakzywość Bożą siarką i ogniem według słów psalmisty: „Ogień i siarka, i wiatr nawałności część kubka ich” (Ps 11 (10),6).

A jak nieznośne męki cierpieć musi dotyk. Płomienie jak szaty obloką potępieńca… ogień przejmie na wskroś wszystkie członki ciała… Lecz jaki to ogień? Nie taki zapewne, jaki mamy na ziemi, bo ten ogień jest darem dobroci Bożej, podczas gdy ogień piekielny stworzyła Sprawiedliwość Boża dla ukarania grzesznika! Ogień zapalony ręką ludzką marmur w popiół zamienia, metal w płyn obraca! Jakiż będzie ogień zapalony i rozniecony podmuchem Boga, który zechce pomścić krzywdę swoją? Ogień ten ofiary swej nie pożera, lecz bezustannie ją niweczy i bezustannie odradza jej wraż­liwość. Ogień ten napiętnowany wszystkiemi przymiotami Bożymi: gnie­wem, który karze; wszechwiedzą, która odróżnia członki najwystępniej- sze; mądrością, która karę zastosowuje [stosownie] do występku. Ogień tak bardzo przenikający, że się prawie jednoczy z ofiarą, wrze w szpiku i żyłach, wybucha z por ciała i znowu przez nie wewnątrz powraca, potępieńca zmie­nia w węgiel żarzący. „Wnętrzności moje rozwrzały bez żadnego odpo­czynku… Sczerniała skóra moja na mnie i kości moje wyschły od upalenia” (Hi 30,27.30). – Ogień piekielny zawiera w sobie wszystkie możliwe męki, boleści… przewyższa wszystko, co tylko człowiek wycierpieć może w najcięż­szej chorobie, przechodzi męki męczenników Chrystusowych. „Któż z was będzie mógł mieszkać z ogniem pożerającym, kto z was zamieszka z pale­niem wiecznym?” (Iz 33,14).

IV.

Lecz nic tak bardzo w piekle nie przeraża, jak wieczność. Ileż lat, ile wie­ków potępieniec więziony będzie w tej ciemnicy piekielnej ? Zawsze. Ile lat, ile wieków przetrwa we Izach, w żalu i rozpaczy? Zawsze. Jak długo miesz­kać będzie w towarzystwie szatana? Zawsze. Ile lat palić się będzie w pło­mieniach? Zawsze. A więc nigdy Pan Bóg nie ulituje się nad jego nieszczę­ściem? Nigdy! I nigdy przerwy nie będzie w jego mękach? Nigdy. A czy dozna choć kiedy ulgi w boleściach? Nigdy. Zawsze – nigdy. Daj wolny bieg swej wyobraźni, gromadź lata do lat, skupiaj wieki z wiekami, pomnażaj je do liczby drzew w odwiecznym lesie, do liczby ziarnek piasku morskiego, do kropel wód oceanu, a jeszcze nie zrozumiesz dokładnie, co znaczą te dwa wyrazy: zawsze, nigdy. „Jakaż liczba lat – pyta św. Augustyn – wyrównać może wieczności, skoro ona końca nie ma?”

***

Rzuć się do stóp Chrystusa. Staw sobie przed oczy to niezliczone mnó­stwo dusz przez grzech wrzuconych do piekła. Złóż dzięki Panu twemu, że cię zachował od nieszczęśliwej wieczności i – że tak powiem – ścigał cię swoją miłością i miłosierdziem. Przyrzeknij Mu odtąd wierną służbę.

 

12. O śmierci

Już starożytny filozof pogański powiedział, że najlepszą filozofią jest myśleć o śmierci. Zdanie to ma również swą wartość i w religii Chrystu­sowej. Wszak Pismo Święte odzywa się do nas: „Pamiętaj na ostateczne rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz”[1] i sam Zbawiciel upomina, aby- śmy czuwali, wiedząc, iż śmierć przychodzi jako złodziej. Idźmy za tym Boskim upomnieniem i wbijmy sobie w pamięć tę śmierć, która nas nie­chybnie czeka.

W tym celu zastanowimy się nad następującemi uwagami:

  1. Co to jest śmierć ?
  2. Czy śmierć będzie i moim udziałem?
  3. Jak prędko umrę ?
  4. Jak umrę, w jakim stanie ?
  5. Ile razy umrę?

I. Wpierw jednak przenieśmy się myślą nad grób otwarty, do którego spuszczają właśnie trumnę ze zwłokami zmarłego.

II. Proś Pana Jezusa o zbawienną bojaźń śmierci i łaskę, abyś do niej na każdy dzień był przygotowany. Estoteparali. (Bądźcie gotowi, czuwajcie.)

 

I.

Co to jest śmierć? Jest to pożegnanie ze wszystkim, co ziemskie, ze wszystkimi majętnościami; pożegnanie z tytułami, ze stopniem, jaki na świę­cie zajmujesz; pożegnanie ze wszystkim, co cię tu raduje i bawi; pożegnanie z rodziną, a nawet z częścią własnej istoty, to jest z ciałem – pożegnanie naj­smutniejsze, najokropniejsze, bez powrotu na ziemię.

Śmierć jest to opuszczenie zupełne od tych wszystkich, których człowiek opuszcza… opuszczenie od przyjaciół, znajomych, którzy o ciebie już dbać nie będą… od spadkobierców, którzy wspomną twe imię tylko przy podziale dziedzictwa, od krewnych najdroższych, którzy w krótkim czasie ustaną pła­kać, a nawet i myśleć o tobie.

Śmierć jest to wyniesienie ciała twego z domu, a wrzucenie do głębokiej, ciasnej mogiły… Jest to oczekiwanie Sądu Ostatecznego pod ciężkim kamie­niem, w trumnie zakopanej pod ziemią… w towarzystwie robactwa, w ogoło­ceniu ze wszystkich tytułów oprócz napisu grobowego, którego jednak może nikt czytać nie będzie, a który wkrótce może do szczętu się zatrze.

Śmierć jest to przejście do stanu najbardziej upokarzającego; jest to wejście do osamotnienia zupełnego, gdzie się nic nie widzi, nawet własnego zniszcze­nia; gdzie nic się nie słyszy, nawet rojenia się robactwa w ciele; gdzie człowiek staje [się] pastwą skażenia; gdzie ciało rozpada się powoli i staje się kupą zgni­lizny odrażającej. O, jak słuszne są słowa Pisma Świętego: „Pod tobą pościelą mola, a przykrycie twoje będą robacy” (Iz 14,1l) i to inne: „Rzekłem zgni­łości: ojcem moim jesteś, matką i siostrą moją robakom” (Hi 17,14).

Śmierć, na koniec, jest to nagłe wyjście ze świata i nagłe wejście do krainy wieczności, gdzie człowiek usłyszy od Boga czy niebo, czy przepaść piekielna będzie miejscem wiekuistej siedziby jego.

II.

I ja umrę. Któż mnie o tym zapewnia? Naprzód rozum zapowiada mi, że ciało musi się rozsypać w proch, kiedy czas bezustannie je niszczy. „Góra, upadłszy, rozsypie się, a skała przenosi się z miejsca swego… jakoż daleko więcej ci, którzy mieszkają w domach glinianych, którzy mają grunt ziemny, będą jako od mola zepsowani” (Hi 14,18; 4,19).

Że umrę upewnia mnie wiara, objawia mi bowiem, że wyrok śmierci został wydany na wszystkich ludzi. „Postanowione jest ludziom umrzeć” (Hbr9,27).

Że umrę poucza mnie doświadczenie, bo widzę, jak po wszystkich miej­scach i w każdej godzinie ów mocarz okrutny, co się śmiercią zowie, depcze nogami i z ziemi tej zmiata człowieka. „A niech po nim depce jako król zginienie” (Hi 18,14). Toteż człowiek wątpił nieraz o wszystkich praw­dach, ale któż kiedy wątpił o pewności śmierci ? „Nie masz żadnego, który by zawsze żył i który by o tym nadzieję miał” (Koh 9,4)17Z.

Na wszystkie pytania dotyczące w czymkolwiek człowieka odpowie­dzieć wolno: być może. I tak, czy będziesz miał wielką majętność, znako­mite zdolności, długie życie? Być może. Po tych rekolekcjach czy wytrwasz w łasce Bożej? Być może. W ostatniej godzinie twojej czy będziesz w przy­jaźni Bożej? Być może. Czy dostąpisz zbawienia? Być może. – Lecz skoro zapyta kto ciebie, czy umrzesz? Odpowiesz mu: Tak jest, bez wątpienia. Czy nastąpi dla ciebie dzień, w którym choroba zniszczy twoje ciało, w którym oddasz ostatnie tchnienie? Tak jest. Czy nastąpi dla ciebie ów dzień, w któ­rym wyszedłszy z domu, już tam nie wrócisz? Tak jest. Czy nastąpi dla cie­bie ów dzień, w którym dzwony kościelne poczną zwiastować żyjącym twój zgon; kiedy na listę umarłych wpiszą twe imię; kiedy stolarz pocznie ciosać deski na twą trumnę, kamieniarz zajmie się twoim nagrobkiem; kiedy gra­barze, przyszedłszy do twego mieszkania, wezmą twe ciało, by odnieść do grobu? Tak jest. Wreszcie gdy cię spytam, czy pójdziesz do grobu, by cię pożarło robactwo, by w proch się rozsypały twe szczątki? Tak jest, bez wąt­pienia. Postanowione jest.

Użyj wszelkich ostrożności, na jakie tylko zdobyć się możesz; przyjmuj pokarm najzdrowszy; otocz się największą troskliwością; radź się najbieglejszych lekarzy… nic ci nie pomoże, spod wyroku śmierci się nie wyłamiesz. Powiedz, gdzie są pokolenia, co cię wyprzedziły w życiu? Gdzie są moca­rze, którzy rządzili przodkami twymi ? Gdzie dowódcy, co do boju ich pro­wadzili? Gdzie tytuły, godności? W grobie… w przybytkach wiecznych! Wiedz, że i do ciebie ten sam wyrok się stosuje. I na ciebie śmierć uderzy z kolei. „Mnie wczoraj, a tobie dziś” (Syr 38,22).

III.

Uważ teraz, że miarą życia twego jest czas, w którym dnie, godziny, chwile nacierają się wzajemnie i niejako pożerają. I możesz schlebiać sobie, iż śmierć od ciebie oddalona, gdy ona do ciebie się zbliża? Lata twoje, tygo­dnie i chwile – to kroki bezustannie zbliżające cię do grobu. Podobny jesteś do pochodni, która oświecając, niknie, a niknąć, oświeca.

Ile masz lat? Dwadzieścia, trzydzieści? Możeś jeszcze starszy? Cóż mnie­masz o latach ubiegłych, które zniknęły jak fala w oceanie głębokim? Jak one szybko przeminęły… Wiedz, że i przyszłe twe lata z równą szybkością przeminą – jeżeli lata jeszcze żyć będziesz. Śmierć w okamgnieniu wydrze ci życie. – Czymże jest życie śmiertelników ? Podobne jest ono, mówi Duch Święty, do śladów, które pozostawia okręt na morzu albo lot ptaka w powie­trzu, albo strzała puszczona; to trochę piany na brzegu strumyka, odrobina pyłu, para, którą powiew wiatru unosi i bez powrotu rozprasza.

IV.

„Nie wasza rzecz – powiedział Zbawiciel – jest znać czasy i chwile, które Ojciec w swej władzy położył” (Dz 1,7). – „Czuwajcie tedy, bo nie wiecie dnia ani godziny” (Mt 25,13). Nie naszym obowiązkiem jest przenikać tajemnice Boskie, ale czuwać, byśmy nie byli zaskoczeni znienacka. Ileż to bowiem przerażających niepewności śmierć mieści w sobie.

Nie wiesz bowiem, w jakim wieku się rozstaniesz ze światem – czy w podeszłym? w latach dojrzałych czy w młodości ? Czuwajcież tedy, bo nie wiecie!

Jaką śmiercią umrzesz? Czy zejdziesz z tego świata śmiercią nagłą, bez przygotowania się nawet? Czy nić twego życia przerwie choroba powolna, która ci zmysły pomiesza i nie da korzystać ani z czasu, ani z łask Bożych, z sakramentów świętych? Czy umrzesz w boleściach gwałtownych, które ci zatrą wszelką myśl o zbawieniu, o wieczności? Czy nastąpi śmierć twoja wskutek upadku? Czy zgorejesz w ogniu? Czy zginiesz z rąk mordercy? Czu­wajcież tedy, bo nie wiecie.

Gdzie umrzesz? Czy w domu własnym? czy wśród ludzi obcych? czy przy stole? przy zabawie? w kościele? Czy może na łożu swoim, czy też w więzieniu? Czuwajcież tedy, bo nie wiecie!

Przy jakiej czynności umrzesz? Każda czynność twoja może być ostat­nią. Przypuśćmy, że się modlisz – a czemużby śmierć nie uderzyła na ciebie wśród tej modlitwy? Uczysz się – i przy nauce śmierć cię zaskoczyć może. Zażywasz spoczynku nocnego – a któż ci zaręczy, że ze snu tego się obu­dzisz? Każde słowo twoje, każdy ruch zamienić się może w milczenie i nie- czynność grobową. Czuwajcież tedy, bo nie wiecie!

W jakim stanie umrzesz? W stanie łaski czy w stanie grzechu? I tu nie­pewność… Wiemy tylko, że śmierć jest echem życia i że tak zwykle człowiek umiera, jak żył na tym świecie. Czuwajcież tedy!

V.

„Postanowione jest ludziom raz umrzeć” (Hbr 9,27). To jest [to,] co naj­bardziej w śmierci przeraża! Jeśli źle umrzesz, straty nigdy nie powetujesz.

Gdyby przeznaczone było człowiekowi umierać dwa razy, mógłbyś poniekąd mniejsze dawać baczenie na niebezpieczeństwo grożące zbawie­niu twemu, bo straciwszy duszę raz, mógłbyś ją drugi raz odzyskać. Ale że tak nie jest, że masz dla siebie tylko jedno życie, że jedną tylko masz duszę, że jedna cię czeka śmierć, więc jeżeli raz jeden się zgubisz, zgubisz się na wieki. Periisse semel, aetemum est. (Raz utracone, na zawsze jest [utracone].)

A od czego zawisło dobre łub złe skonanie? – od jednej chwili. Ile potrzeba do spełnienia grzechu? – jednej chwili. Ile potrzeba czasu do znie­ważenia Boga śmiertelnie? – jednej chwili. Otóż i Bóg jednej chwili potrze­buje do zawyrokowania o losie twoim wiecznym: Momentum a quo pendet Aeternitas! (Chwila, od której zależy wieczność.)

Gdybyś był umarł w tym roku… tego dnia… tej godziny, kiedy byłeś wrogiem Boga twojego, gdzie by teraz obracała się dusza twoja? Zatra­coną byłaby na wieki bez nadziei powrócenia na łono Boga. Powiedziano bowiem: „Jeżeli upadnie drzewo na południe albo na północ, na którymkol­wiek miejscu upadnie, tam będzie” (Koh 11,3). Czyż nie przeraża cię myśl o niebezpieczeństwie, na jakie dobrowolnie wystawiasz swą duszę? Posta­nów tedy, że mędrszym będziesz odtąd i spiesz się świątobliwością żywota zapewnić sobie śmierć szczęśliwą. Momentum a quo pendet aeternitas.

Ulęknij się i powiedz z psalmistą: „Oświeć oczy moje, by kiedy nie rzeki nieprzyjaciel mój: przemogłem go” (Ps 13(12),5).

Obudź pragnienie w sobie świątobliwej śmierci i mów: „Uczyń ze mną według woli Twojej, a rozkaż w pokoju wziąć ducha mojego” (Tb 3,6).

Postanów, że będziesz gotów odtąd na zawołanie Pańskie jak Job, który mówił: „Po wszystkie dni, których teraz żołduję, czekam, aż przyjdzie odmie­nienie moje, zaraz zawołasz mię, a ja odpowiem Tobie” (Hi 14,14-15).

Upadnij wreszcie pod Krzyżem Chrystusa umierającego i poleć w Jego ręce ostatnią godzinę twoją.

13. O sądzie szczegółowym

Straszna jest sama śmierć – to bolesne rozłączenie od wszystkiego, co jest na świecie – ale straszniejszy jest sąd Boży, który zaraz po śmierci nastąpi. Jeżeli chcemy, aby sąd ten dla nas wypad! dobrze, musimy tutaj sami siebie często sądzić. Wprawdzie sąd ten odbywa się w jednej chwili, jednak dla sła­bego umysłu i serca naszego potrzeba sąd ów rozebrać niejako na części. Stąd teraz rozważymy po kolei właściwości i części składowe tego sądu, rozważymy:

  1. termin sądu, to jest czas i miejsce,
  2. rozważymy, kto jest oskarżony,
  3. kto sędzią,
  4. kto oskarżycielem,
  5. jaką tam będziemy mieli obronę,
  6. jaki zapadnie na nas wyrok.

 

I. Przedtem atoli stawmy się myślą przed trybunałem Jezusa Chrystusa, przypatrzmy [się] przed Najwyższego Sędziego przywiedzionej duszy naszej, by zdała rachunek z czynności swoich.

II.Potem prośmy Zbawiciela: „Pomnij, o miłosierny Jezu, iżeś dla mnie na tę ziemię przyszedł, przejmij mnie bojaźnią sądów Twoich, dopomóż do życia dobrego, nie zatrać mnie w dzień on tak wielki

I. Kiedy się odbędzie sąd Boży nad nami? W tej właśnie chwili, w której oddamy ostatnie swe tchnienie. Wyobraź sobie, że bliscy twoi, przyjaciele, otoczywszy śmiertelne łoże twoje, patrzą na twe usta i pulsu się dotykają, by dostrzec jeden oddech, jedno tętno zwiastujące życie w twoim ciele… A gdy ludzie obecni pytają się siebie, gdzie jesteś, czy już w wieczności, czy w czasie jeszcze… ty już stoisz przed trybunałem Sędziego swojego. A gdzie trybunał ów stoi ?

Na tymże miejscu, gdzie dokonałeś żywota swego… przy śmiertelnym łożu twoim… wobec trupa twojego., wobec osób otaczających zwłoki twoje, którzy nawet nie myśląc o tym, są świadkami tego widowiska przerażającego.

II.

Oskarżonym winowajcą na Sądzie Bożym będzie dusza twoja. Stanie ona na sąd z uczynkami swymi, według słów Pisma: „Albowiem uczynki ich za nimi idą” (Ap 14,13). Dusza twoja oświecona w okamgnieniu świa­tłością wiekuistą obejmuje jednym rzutem oka całą rozciągłość powinności swoich… cały szereg łask odebranych w życiu… wszystkie skutki grzechów popełnionych… „W światłości Twojej oglądamy światłość” (Ps 36(35),10). Stanie dusza twoja wobec Boga – i jakżeż zniesie oblicze Jego? Człowiek wobec Boga, którego nie kochał… Grzesznik wobec Boga Najświętszego… Oziębły wobec tego Boga, o którym nigdy ani nie pomyślał, tak jak gdyby Go wcale nie było!

a) Pierwszym oskarżycielem naszym na sądzie Bożym będzie czart. Diabolus ante tribunal Christi recitabit verba professionis nostraem. On nam powtórzy słowa poświęcenia naszego Panu, uczynione przy chrzcie świętym, przy profesji zakonnej i powie: „Byłeś pytany, czy wyrzekasz się świata, czarta, ciała? Odpowiedziałeś: wyrzekam! Jakżeś dotrzymał obietnicy swojej?” – Potem, zwracając się ku Chrystusowi, rzeknie: „Jam się zań krwawo nie pocił

Diabolus ante tribunal Christi recitabit verba professionis nostrae (lac.) – Przed sądem Chry­stusowym diabeł wypowie słowa naszej obietnicy (przyrzeczenia). anim się poddał na biczowanie, anim głowy nadstawił pod wieniec cierniowy, anim jednej krwi kropelki nie wylał za niego, anim dał się na chwilę zawiesić na krzyżu… a jednak nie Tobie on służył, ale mnie… Gdzież więc owoc Krwi wylanej? Jam kropelki krwi za tę duszę nie wylał, a jednak ona mi zupełnie się oddała przez grzechy. Niechże więc do mnie należy. Vindica et iudica, meum esseper culpam, qui tuus esse noluitpergratiam”)79 Tak szatan teraz nas bała­muci wielkim miłosierdziem Bożym, ale w dzień sądu nie będzie tak łagod­nym, wówczas domagać się będzie na nas surowej sprawiedliwości

b) Oskarżycielami twoimi będą także aniołowie. Anioł Stróż twój wyrzuci tobie, żeś odpychał jego natchnienia, żeś gardził jego radami… żeś w oczach jego grzeszył, i powie: „Powstań, Boże, rozsądź sprawę Twoją” (Ps 74(73),22).  (Vindica et iudica, meum esse per culpam, ąui tuus esse noluit per gratiam (łac.) Aniołowie strzegący dusz braci twoich będą żądali u Boga pomsty za zgorszenie dane. Powstań, Boże, a rozsądź! Aniołowie czuwający przy świętych ołtarzach oskarżą cię o straszną obojętność, co cię nie dopusz­czała do Stołu Pańskiego, a może nawet do Kościoła… oskarżą cię nadto, iżeś tylekroć nie uszanował, tylekroć znieważył, rzeczy najświętsze, jak bez­krwawą Ofiarę… modlitwę… iżeś źle, z usposobieniem światowem słuchał słowa Bożego… iżeś udaremniał przez swą obojętność sakramenty święte… żeś je może świętokradztwem zbezcześcił: Powstań, Boże, a rozsądź!

c) Sumienie twoje własne oskarży cię, stawiając ci przed oczy życie twoje całe: wywoła wszystkie twoje uczynki, które głos zabiorą i wołać będą: „Czy nas poznajesz? Tu nos egisti, opera tua sumus; non te deseremus”(Ty nas uczyniłeś, jesteśmy twoimi dziełami; nie opuścimy cię.)(św. Ber­nard). I każdy zarzut szatana łub anioła poświadczy własne twoje sumienie tym wyrazem: „Prawda, winieneś tego występku… ten grzech popełniłeś tego dnia… tej godziny”.

IV.

Sędzią twoim będzie Chrystus, który przedtem był Ojcem twoim, Przy­jacielem, Bratem… lecz teraz odrzuca wszystkie te tytuły, a staje się tylko Sędzią. I jakim Sędzią… nieskończenie świętym, bo każdy grzech, najlżejszy nawet, wzbudza w Nim nieskończoną odrazę. Sędzią nieskończenie prze­nikliwym, bo nie ma grzechu tak tajemnego, tak ukrytego, o którym by nie wiedział, którego by nie wyjawił. Jest Sędzią nieskończenie sprawiedliwym, bo nie ma grzechu, który by uszedł pomsty Jego… Sędzią stanowczym, bo gdy raz wyda wyrok, nie odwoła go na wieki. Jest Sędzią wszechmocnym, stąd nikt nie zdoła ujść kary, jaką wymierzy. Oto Sędzia, przed którym sta­nie dusza twoja, by zdała rachunek z łask Bożych i Krwi za nią przelanej. Cóż stanie się z nią w obliczu takiego Sędziego?

(Jedno spojrzenie Filipa II na dwóch panów rozmawiających w kościele, jednemu z nich odebrało życie, jednemu rozum. Ten sam Filip, gdy uczynił wyrzut admirałowi swemu Bessano, że nie przygotował okrętów na czas, gdy powiedział: „Niedobrze ty mi się za moją dobroć i względy wypłacasz, na tom zasłużył u ciebie ?” admirał ów ze zmartwienia w kilka dni umarł). A „co bym czynił” dopiero, „gdy Bóg na sąd powstanie, a gdy spyta, co Mu odpo­wiem ?” (Hi 31,14)

V.

I czy obronisz się przed takim Sędzią? Gdy w grzechu śmiertelnym, nie daj Boże, staniesz przed trybunałem Jego „wszelka nieprawość zatka usta swoje” (Ps 107(106),42). Powiesz, iż oskarżenia te są bezzasadne ? Ale Chrystus odpo­wie: „Jam sędzią i świadkiem” (Jr 29,23). Będziesz się tłumaczył niewiadomo- ścią? Ale ci wskażą na światło sumienia twego i Ewangelii świętej… na nauki Kościoła… Zechcesz się usprawiedliwiać ułomnością swoją? Sędzia Najwyższy ukaże ci potęgę łaski, na której ci nigdy nie zbywało. Poczniesz się zastawiać natarczywością pokus ? Wtedy ukazane ci będą środki, które ci Bóg do zwycię­stwa podawał, jako to: modlitwa, sakramenty święte. Wskażesz na zgorszenia, co cię do złego przywiodły? A wnet ujrzysz przed sobą święte przykłady, które cię mogły ugruntować w cnocie. A gdy w końcu, zaniechawszy tłumaczenia, poczniesz się odwoływać do przyczyny Najświętszej Maryi, do wstawiennic­twa Wybranych Bożych… do miłosierdzia Chrystusowego!… wiedz, że wów­czas już nic nie zdołają uczynić dla ciebie ani święci, ani Najświętsza Maryja Panna, a Chrystus już nie będzie dla ciebie Bogiem miłosierdzia, ale Bogiem sprawiedliwości. „Nie sfolguje oko Moje ani się zmiłuje” (Ez 8,18).

VI.

I powie Bóg do sprawiedliwego: „Pójdź, błogosławiony Ojca Mojego, pójdź a posiądź królestwo od początku zgotowane dla ciebie”. – A potępieniec usłyszy: „Idź precz, przeklęty, w ogień wieczny zgotowany diabłu i aniołom jego”.

„Idź ode Mnie, bo zerwane są wszystkie węzły, które nas nawzajem łączyły. Precz ode Mnie owco zbłąkana, jużem nie twój Pasterz. Precz, oblubienico niewierna, bo już nie jestem twoim Oblubieńcem. Precz, dziecko wyrodne – nie masz we mnie Ojca… I Matka Moja nie jest twoją matką i święci i anio­łowie już nie są przyjaciółmi twymi. Idź ode Mnie, przeklęty – sam Bóg przeklina – przeklęty na duszy i na ciele – idź w ogień wieczny! Ogień ten będzie twoim pokarmem, łożem i wytchnieniem – idź w ogień zgotowany diabłu i aniołom jego. Nie dla ciebie zgotowałem ten ogień, lecz dla sza­tana. Tyś miał być w niebie. Oto ręce Moje gwoździami przebite, oto serce Moje otwarte dla zbawienia twego. Żeś więc łaski Moje odrzucił, żeś miło­ścią Moją wzgardził, odejdź ode Mnie na wieki!”.

Natomiast jak się ucieszy wybrany Boży, słysząc wyrok: „Pójdź, błogosła­wiony, pójdź, dziecię moje ukochane, złącz się ze Mną na zawsze – za życia ziemskiego tak tęskniłeś do Mnie, oto masz Mnie w posiadanie. Posiądź też królestwo Ojca Mego, posiądź królestwo szczęścia, spocznij po trudach, po prześladowaniach za Mnie wycierpianych. Królestwo to zgotowane ci od początku świata, króluj w nim i ciesz się na wieki!”

***

Upadnij do stóp Chrystusa Ukrzyżowanego i mów: „Sędzio sprawie­dliwy, zlituj się nade mną! Pomnij, Jezu, Jezu drogi, byś mnie nie zgubił w dzień trwogi. Szukając mnie, Tyś strudzony, jam Twym Krzyżem odku­piony. Niech ta praca wyda plony”.

Zwróć się też do Najświętszej Panny i proś Ją: „O Maryjo, Matko Boga straszliwego majestatu i Matko mnie, grzesznika nędznego; Matko Sędziego i Matko wygnańców – nie dozwól, by Syn Twój zatracił na wieki grzeszni­ków – także synów Twoich”.

14. O grzechu powszednim

Dla dusz do doskonałości dążących nie dość jest obrzydzić sobie grze­chy śmiertelne. One powinny i grzechy powszednie mieć w największym wstręcie. Wszak doskonałość na tym się zasadza, by nie tylko w grubszych zarysach spełniać wolę Bożą, lecz i w drobnych szczegółach. W istocie zły jest zegar, który się spóźnia dziennie po dwie godziny, ale taki zegar, który dziennie po 5 minut spóźnia się lub spieszy, nie zasługuje na miano dosko­nałego.

Chcąc przeto naprawdę dążyć do doskonałości, musimy wszelkimi siłami strzec się grzechu powszedniego. W tym cełu rozważę:

  1. złość tego grzechu,
  2. skutki jego,
  3. kary za grzech powszedni.

Najpierw jednak rzućmy okiem duszy na ogień rozlewający się morzem w czyścu – w tym ogniu męczy się dusza pokutująca za grzechy powszednie.

Błagajmy Pana Boga o poznanie w sobie grzechu powszedniego i o nienawiść ku niemu.

I

Grzech powszedni jest rzeczywistą obrazą Pana Boga. Zawiera on w sobie rzeczywiste lekceważenie Boga. Wydaje Bóg prawo, a człowiek mówi: „E! to rzecz niewielka, co będę Pana Boga słuchał”. Bóg tak jest dobry, że dla Niego powinniśmy wydać się na spalenie, a tymczasem grze­sząc powszednio, niewdzięcznością Mu się odpłacamy, nie chcemy drob­nostki dla Niego uczynić. Grzech powszedni to wyraźne sprzeciwianie się woli Bożej. Popełniając ten grzech, mówimy niejako ze świadomością do Boga: „Nie chce mi się tego uczynić”.

Grzech powszedni jest lekkim wprawdzie znieważeniem Boga, jeśli go porównamy z grzechem śmiertelnym – ale sam w sobie jest niezmiernym, bo chodzi tu o znieważenie Majestatu nieskończonego przez nędzną istotę dla niskiej pobudki.

Grzech powszedni więc jest męką Bożą. Grzech śmiertelny (gdyby Bóg mógł się smucić) przyprawiłby Go o taki smutek, że umarłby ze smutku; grzech zaś powszedni przyprawia Pana naszego o boleść wielką i mękę. I stąd to słuszność mają Ojcowie Święci, gdy mówią, iż lepiej by było, żeby wszystko stworzenie cierpiało i zginęło, niż żeby się stał choć

jeden grzech powszedni.

Stąd też nie godzi się popełnić jednego grzechu powszedniego, aby porwać z nicestwa łub przepaści piekielnej cały ród ludzki. Grzech ten bowiem jest złem tak wielkim, że więcej ujmuje Bogu chwały, niż tej chwały przynoszą cnoty i ofiary wszystkich stworzeń.

Grzech powszedni jest wreszcie złem tak wielkim, iż ani rozum dokład­nie go pojąć nie może, ani wola potrafi go należycie znienawidzieć; ani zadosyćuczynienia podjęte przez człowieka nie są zdoln

Grzech powszedni, choć nie odbiera człowiekowi łaski uświęcającej[1], sprawia jednakże niemałe spustoszenie w duszy ludzkiej!

  • Wyciska na niej piętno swoje, oszpeca piękność duszy, staje się przeto tym dla niej, czym są wrzody dla ciała.
  • Osłabia światło Boże i żarliwość woli, a stąd idzie opieszałość w modli­twie, w używaniu sakramentów świętych, w wykonywaniu cnót.
  • Pozbawia duszę łask przeobfitych, jakich udziela Bóg tylko tym, co są czystego serca.
  • Pozbawia ją wyższego stopnia łaski i chwały. Mógł człowiek przez wierność tego stopnia dostąpić, a tymczasem przez grzech stracił; na sku­tek grzechu powszedniego ujmie Bogu miłości i chwały, mniej Boga pozna i mniej posiądzie.
  • Grzech powszedni prowadzi duszę do [grzechu] śmiertelnego, tak jak do śmierci prowadzi choroba. Częste bowiem powtarzanie grzechów powszednich osłabia powoli bojaźń Bożą… zatwardza sumienie… rodzi przywiązanie i nałogi… żywi i rozwija namiętności… nowej mocy dodaje pokusom, jakimi nas otacza wróg duszy. Stąd to owa wyrocznia Ducha Świętego: „Kto gardzi małymi rzeczami, pomału upadnie” (Syr 19,1); „Kto w małej rzeczy niesprawiedliwy jest i w większej niesprawiedliwym jest” (Łk 16,10).

[1] O. Wenanty posługuje się w tekście oryginalnym określeniem: łaska poświęcająca.

e dostatecznie go naprawić; do tego potrzeba dopiero rozumu, woli i zadośćuczynienia samego Boga.

 

 

 

 

1 Komentarz

  • Niełatwo znaleźć teksty tak wnikliwe i rzetelne. Dzięki Twojemu artykułowi zyskujemy nie tylko informacje, ale także narzędzia do samodzielnego zgłębiania zagadnień i rozwijania własnej wiedzy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *